piątek, 8 marca 2013

Buddyjski Bangkok

Chyba jednak doświadczam jet- lag'u bo dzisiejszej nocy spałam 12 godzin. Nawet miałam małe wyrzuty sumienia że jestem w Bangkoku i śpię do jedenastej. Ukochałam się jednak zaraz po tym stwierdzeniu i obiecałam sobie że już nigdy więcej nie będę się katować takimi stwierdzeniami. Dziś przyszedł czas na zwiedzanie świątyń buddyjskich, których w samym tylko centrum jest kilkanaście. Tradycyjnie już wybrałam środek lokomocji najpierw tuk-tuk. Za drugim razem wszystko jest już dużo prostsze, prawda? W tuk-tuku jechałam z czteroletnią tajską dziewczynką, śliczną. Jakby wyszła dopiero co z planu spotu reklamowego. Byłyśmy sobą wyraźnie zafascynowane. Nie mogłam oderwać od niej oczu i ona zresztą ode mnie też. Po raz pierwszy dostrzegłam, że większość tajów nie ma źrenic. To znaczy ma, ale są one tak bardzo wtopione w ich tęczówkę, że odnosisz wrażenie jakby patrzyły na Cibie tylko czarne piękne źrenice. Niesamowita głębia spojrzenia. Zaczarowała mnie ta dziewczynka. W następnej kolejności był podniebny, klimatyzowany tramwaj, w którym nagle zrobiło mi się słabo i poczułam zimny pot na skórze. Troszkę się wystraszyłam. Postanowiłam.. oddychać spokojnie i pić wodę. Pomogło. Po wyjściu z tramwaju przesiadłam się w... wodną taksówkę :) Ale przygoda. Sama już dotarcie do danego miejsca nią jest. Gdy robisz coś po raz pierwszy, każdy detal urasta do rangi wyczynu. Płynę sobie do Wat Arun jakieś 20 minut. Już na pokładzie zaczepia mnie pierwszy amerykanin bardzo zdziwiony że nie jestem amerykanką.. Podobno mam bardzo amerykański akcent i bardzo się zdziwił że ja z Polski :). Na brzeg wylała się z wodnej taksówki wraz ze mną fala turystów. Piję wodę, jedną butelkę za drugą. Woda tutaj to moje drugie imię. Rozpoczynamy zwiedzanie. Oczywiście każdy na swoją rękę - na szczęście. Już na początku odłączam się od fali i skręcam w prawo docierając na dziedziniec z... samymi Buddami. Jak fajnie, ale ja lubię Buddę. A tutaj ich aż tyle w jednym miejscu. Zatrzymuję się przy każdym z nich. Wyglądają dostojnie, spokojnie z charakterystycznym lekkim uśmiechem. Zapalam kadzidło na jednym z ołtarzy w intencji swojej podróży. Już wiem czego od kilku dni mi brakowało - zapachu kadzidła. Ma ono w sobie coś, co pozwala zatrzymać się i wejrzeć w siebie. Czuję spokój, radość i fascynację. Teraz to grupa naprawdę zniknęła mi z oczu i zostałam sama. Szukając drogi powrotnej weszłam niechcący do części prywatnej zamieszkujących tam mnichów. Jestem na podwórzu, gdzie naprawiane są posągi Buddy, czuć kadzidło i spokój. Otwierają się drzwi w których ukazuje mi się mnich uśmiechając się. Kuleje. Jego stopy są zdeformowane a ciało pokryte tatuażami. Pokazuje mi jak należy przywitać się z Buddą, następnie oglądam zdjęcia z różnych buddyjskich uroczystości. Pozwala mi wejść do różnych pomieszczeń. Komunikacja między nami odbywa się w umyśle a przejawia w mimice twarzy i geście. Pomodliłam się, podziękowałam i opuściłam prywatną przestrzeń mnichów. Cały Bangkok usiany jest posągami Buddy. Mnie spodobał się plastikowy, rubaszny Budda, przy którym wszyscy robili sobie zdjęcia zaśmiewając się przy tym do łez. Czy to wypada w świątyni buddyjskiej śmiać się z właściciela, pomyślałam? Niemalże natychmiast otrzymałam odpowiedź, że kto jak kto, ale Budda miał poczucie humoru i uczył jak tu się śmiać z samego siebie. O wiele łatwiej jest żyć mając do siebie dystans i nie biorąc wszystkiego tak śmiertelnie poważnie. Moje myśli słyszał chyba pewien mnich bo patrzył się na mnie, uśmiechnął, skinął głową i poszedł.

Ucz się śmiać z samego siebie - to fragment tekstu jednej z piosenek zespołu Tęcza, na którym się wychowałam jako dziecko. Czy Jacek Cygan był w kontakcie z Buddą pisząc ten tekst?

Strażnicy świątyni - wyglądają naprawdę strasznie, jednak można się z nimi zaprzyjaźnić

Budda w różnych odsłonach - jest ich tu kilkadziesiąt

Budda siedzący i patrzący na Ciebie

Jeden z mnichów opowiada szkolnej wycieczce historię miejsca (tak się domyślam.. :)

Mnich, który mnie oprowadził po prywatnej części. Dziękuję.
Widok z łodzi na Wat Arun


Sposób przechodzenia przez jezdnię. Do połowy i od połowy. Ciągła linia jest tu dekoracją:)
Stacja taksówek wodnych
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz to, czym chcesz się podzielić: