Minęły niespełna dwa tygodnie od postawienia moich stóp na „ziemi
ojców”, jak to ktoś fantazyjnie nazwał. Ciekawy czas. Czas, którego gdzieś z
tyłu głowy się w pewien sposób obawiałam. Przypominałam bowiem sobie moje wcześniejsze
powroty z dłuższych pobytów w USA czy w Portugalii. Wtedy na scenę wyskakiwały
po kolei: przygnębienie, porównywanie, smutek by końcu depresja to wszystko przypieczętowała.
Ale zaraz, pomyślałam, kto zaprasza na scenę emocje? Kto decyduje o tym, że akurat
teraz wystąpi rozpacz a nie radość czy ciekawość. No ja o tym decyduje
przecież. Co za „odkrycie” :). Czasami o tym zapominamy i wtedy to jest naszym
odkryciem. Samodzielny wyjazd kobiety w tak odległy zakątek ziemi budził
ogromne zainteresowanie moich przyjaciół, rodziny, znajomych i innych
czytelników bloga, których nie poznałam jeszcze osobiście. Powrót też budzi. Pojawiają
się pytania: co teraz, co dalej, jakiem mam plany, jaka będzie moja następna destylacja,
co z moją miłością? To wspaniałe, że można usłyszeć te pytania. To też może być
bardzo obciążające, jak się okazało. Tego rodzaju pytania stawiane w dobrej
wierze budzą do życia energię presji i potrzeby udzielenia odpowiedzi
satysfakcjonującej pytającego. Często dwoimy się i troimy, nie mając specjalnie
pomysłu, jak tu odpowiedzieć naszemu kochanemu rozmówcy. Wpadamy w sidła zwane „muszę
sprostać oczekiwaniom”. Co za trzy mocne słowa w jednym zdaniu: MUSZĘ,
SPROSTAĆ, OCZEKIWANIOM.
Muszę, czy ja naprawdę muszę? Może nie muszę, może sama
sobie to brzemię wrzuciłam na plecy i teraz wydaje mi się że jest to moją
powinnością.
Sprostać, wyprostować, czyli doprowadzić w tym wypadku swoje
myślenie i działanie do myślenia i działania naszego rozmówcy. Zrobić z tego
jedną prostą. Tylko czy aby nasza prosta na pewno chce się pokrywać z prostą
naszego rozmówcy? Może nasza prosta biegnie równolegle?
Oczekiwania. To mocne słowo, które niejednokrotnie powaliło
wiele idei. Już od dziecka coś się od nas oczekuje. W domu, w szkole, wśród dzieciaków.
Chcemy spełnić oczekiwania innych, głównie tych, którzy w naszym myśleniu są „nad
nami”. Mogą to być nasi rodzice, nauczyciel, guru, przyjaciel, który w naszym
mniemaniu wie więcej od nas. Może to być ktokolwiek, przy kim czujemy się „niżej”.
Dwa słowa: nad i pod. Może przyszedł czas aby stanąć ze wszystkimi na tej samej
płaszczyźnie. Co nam daje, gdy myślimy o sobie że jesteśmy niżej czy wyżej niż
inni? Co tym samym pielęgnujemy, co karmimy? Czy tego chcemy?
To naprawdę niesamowite uczucie móc przebywać z cudownymi
ludźmi, słuchać ich opowieści, pytań, spostrzeżeń. Niech one służą inspiracji,
natchnieniu.
Nasz umysł jest jak projektor, do którego wkładając
przeźrocza w postaci naszych wyobrażeń, naszych myśli, otrzymujemy na ekranie
naszego życia ich rezultat. To proste.
Potrzebujemy być uważni, abyśmy wkładali do projektora
przeźrocza, które czujemy naszym sercem, nie zaś te, które chcą widzieć inni.
Każdy z nas ma swój projektor i nieskończony zestaw przeźroczy
z których nieustannie korzysta. Poświęćmy czas na wyczyszczenie, ewentualne zreperowanie
naszego projektora. Dokonajmy projekcji własnych slajdów. Gdy tak naprawdę
wejdziemy w ten proces, będziemy pochłonięcie niezwykłością tego co zacznie się
dziać. Wtedy projektor naszego sąsiada posłuży jedynie inspiracji do naszych
własnych działań.
Niech zaświeci Słońce dla Twojej projekcji!!! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz to, czym chcesz się podzielić: