poniedziałek, 27 maja 2013

Błogosławię ludzi w moim życiu


Dwa loty cudownymi samolotami minęły dość szybko. Gdy niedzielnym wczesnym rankiem samolot dotknął płyty lotniska, łzy pociekły mi po policzkach. Chyba dopiero teraz do mnie dotarło, że jestem w Warszawie. Nie były to jednak łzy smutku. W jednej chwili napłynęły do mnie myśli o odwadze i ogromnym zaufaniu do siebie, do ludzi, do Ducha, jaka mi towarzyszyła przez całą moją podróż. Wciąż towarzyszy. Przytuliłam się mocno i podziękowałam sobie za to piękne doświadczenie, które tak starannie utkałam z moich marzeń. Na lotnisku czekała na mnie cudowna istota, moja bratnia dusza. Stała tak uśmiechnięta z pięknym kwiatem w ręce. Wpadłyśmy w swoje ramiona i stałyśmy tak dłuższą chwilę, jak to zwykle czyniłyśmy. Niech przywita i połączy się ciało, serce, duch i myśl. Gdy już wymieniłyśmy energię udałyśmy się do samochodu. Zapomniałam sprawdzić przed wylotem z Tajlandii pogody w Polsce i trochę mnie zaskoczył komunikat po wylądowaniu: Witamy w Polsce, na termometrze jest siedem stopni Celsjusza. Popatrzyłam na swoje gołe nogi i klapeczki z charakterystycznym: no tak.. Może się zahartuję, pomyślałam. Nie spałam od 29 godzin i pomimo tego, że czasem zakręciło mi się w głowie czułam się nad wyraz obudzona. Wypiłyśmy wspólną pyszną kawę. To niesamowite, ale czułyśmy jakbyśmy nie widziały się od tygodnia. Rozmawiałyśmy jak zwykle o nas, o tym co się podziało, czego doświadczyłyśmy, co nas to doświadczenie uczy, w jakim miejscu z sobą jesteśmy, czym akurat teraz się zajmujemy, jaki temat potrzebuje uzdrowienia, porzucenia czy zmiany. Wypiłyśmy kolejną kawę i przygotowałyśmy pyszne śniadanie. Były soczyste, czerwone pomidory posypane szczypiorkiem, ogórki, rzodkiewka, ser, oliwki i pyszny ciemny chleb z masłem. Łzy napłynęły mi do oczy po raz kolejny tego dnia. Jak dobrze. Jak dobrze zjeść takie śniadanie po kilkumiesięcznej przerwie. Mój anioł zapytał mnie, co będę chciała zjeść na pierwszy obiad po powrocie do Polski. Odpowiedziałam bez chwili zająknięcia: ziemniaki z koperkiem, jajkiem sadzonym i kefirem. Taki obiad też wspólnie przygotowałyśmy. Było nawet więcej. Była sałata w pysznym śmietanowym sosie! Co za rozkosz, iście królewski obiad. To niesamowite, jak powszednieje nam jedzenie. Przyzwyczajeni do tego, że zawsze możemy kupić składniki i po prostu przygotować sobie ten „zwykły” obiad, zapominamy o tym, że każdy kęs ziemniaka posypanego koperkiem może być ucztą dla podniebienia. Czasem warto za czymś zatęsknić, aby potem poczuć to w pełni i naprawdę celebrować każdy kęs… słowo, emocję, chwilę. W coachingu mówimy na to dysocjacja.
Po czterdziestu godzinach bez spania, wieczorem padłam na łóżko. Spałam jak dziecko :).
 
Czuję wielką wdzięczność za to, jakich ludzi mam wokół siebie. Tak bardzo się cieszę, że oni są, że mnie wspierają słowem, myślą i czynem. I znowu temat wdzięczności wraca. Chcę go wprowadzić na stałe do mojego życia. 

Po trzydziestu godzinach podróży...

3 komentarze:

  1. Fajnie się Ciebie czytało, fajne zdjęcia, super opisy, świetne spostrzeżenia, między wierszami głębokie myśli!! Szkoda, że to już koniec... i co teraz??? Mam nadzieję, że będziesz kontynuowała swojego bloga po powrocie do Polski i znajdą się nowe wydarzenia do ich opisywania:) A tak poza tym to Welcome back:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cuż, właściwie tak jak pisałam wcześniej, to nie koniec a początek :). Cieszę się, że się podoba. A propos, komu się podoba? :)

      Usuń
  2. Ania Z. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń

Napisz to, czym chcesz się podzielić: