Nie przypuszczałam że życie w społeczności klasztornej może
być aż tak bogate. Coraz trudniej mi wygospodarować czas na pisanie. Chociaż
nie, trudniej to nie dobre słowo – po prostu wybieram w tej chwili co innego.
Wstaję codziennie o 4:00. Na zewnątrz jest jeszcze ciemno choć słyszalne są już
pierwsze obudzone ptaszki. Potem bez zbędnego zastanawiania ubieram się i idę
do jednej ze świątyń, gdzie już siedzą mnisi. Na szczęście wszyscy uczestnicy
projektu Mindfulness otrzymują po dwa zestawy białych płóciennych ubrań
klasztornych składających się z koszulki z krótkim rękawem i długich spodni.
Przebywając na terenie klasztoru obowiązuje zasada zakrywania ramion i kolan.
Ok., biorę to. Postanowiłam wejść w nowe doświadczenie bez dotychczasowego
bagażu przekonań, opinii na temat i innych mądrości. Być pustym, tak – to
wielka umiejętność. Do pełnej filiżanki już nic się ni zmieści a to miejsce ma
dużo do zaoferowania. Poranne medytacje są niezłym wyzwaniem dla wielu
uczestników. Sama toczyłam ze sobą poranny spór czy ja aby na pewno muszę
wstawać tak wcześnie? Przecież nikt mi nic nie zrobi jak nie wstanę. A potem
przychodzi zrozumienie – przecież robisz to dla siebie. I tu zaczyna się
trening umysłu. Nasz umysł jest jak koń, jeżeli nie będziesz umieć na nim
jeździć, kierować nim, poniesie cię tam gdzie chce i zanim się obejrzysz
wylądujesz w głębokim rowie z płaczem. Trening jest niezbędny i nie ma tu
miejsca na żadne wymówki. Albo coś robisz, albo nie. Codzienna dyscyplina stanowi
nie lada wyzwanie i postanowiłam je podjąć. Tak naprawdę to medytujemy tu cały
czas, jak zauważyłam podczas wczorajszego wieczornego spotkania, na którym
dzielimy się swoimi odkryciami. Każda czynność jest medytacją: spożywanie
posiłków czy praca przy układaniu mozaiki na powstającym właśnie nowym domu
medytacyjnym. Tak, układanie moziaki jest tym, co lubię J. Siedzę sobie na
jednej z części dachu, mając do dyspozycji cement, wodę, setki kawałków
potłuczonej ceramiki, szkła lub lustra i staram się wypełnić nimi wyrysowane
kształty. Muszę być przy tym bardzo uważna i precyzyjna. Ćwiczę też uważność,
aby nie robić tak zwanych pustych przebiegów. Naprawdę musze być tu i teraz i
zastanowić się, czego będę potrzebować na górze, aby nie wchodzić po drabinie
bezcelowo. Mozaika daje upust także mojej chęci wyrażania się artystycznego.
Zostałam też poproszona aby narysować a następnie wyłożyć mozaiką wizerunek
Buddy. Zapytano mnie, dasz radę to zrobić? A ja odpowiedziałam jakby z automatu
- pewnie! Ależ mnie to zaskoczyło. Dopiero później zaczęłam się zastanawiać
przez chwilę czy dam radę. Śmieszne to, co? Racjonalna część umysłu ma
spóźniony zapłon. Przypomniały mi się słowa: myśląc że dasz radę lub że nie
dasz, w obu przypadkach masz rację. Pracujemy sobie zatem tak wszyscy czasami
rozmawiając czasami milcząc – głównie milcząc. Nie, żeby rozmowy były zakazane,
wręcz przeciwnie, jednak każdy wybiera skupienie. Wczoraj przyszła ekipa
mnichów elektryków, którzy działali w środku podłączając oświetlenie i
wentylator. Mnisi na placu budowy – piękny i codzienny widok. Na ten czas
musiałam zejść na dół i znaleźć sobie inne zajęcie. Dokładnie nie wiem o co
chodzi ale z tego co mi tłumaczono to chodzi o to, żeby nie być „wyżej” niż
mnisi. Oczywiście przez ułamek sekundy pomyślałam sobie, że to znowu jakaś
dziwna zasada, jednak postanowiłam to puścić i po prostu zeszłam na dół, bez
osądzania reguł tu panujących. To też wyzwanie J. Praktykujemy tu
również medytację chodzoną – walking meditation. Polega ona na całkowitym
skupieniu na wykonywanych krokach. Z
każdym dniem coraz bardziej się dziwię z ilu ruchów składa się jeden
krok…
Dostrzegam detale, coraz więcej szczegółów i widzę, jak dużo
tu się dzieje.
Jak wygląda Twoje wstawanie, spożywanie posiłku, podróż do
pracy, sama praca? Z jaką jakością wykonujesz poszczególne czynności? Czy
zauważasz detale, czy działasz mechanicznie, według schematu? Zachęcam do
przyjrzenia się swoim codziennym, rutynowym czynnościom.
|
Jedna ze świątyń medytacyjnych |
|
Wejście do miejsca w którym obecnie mieszkam :) |
|
Budowany i zdobiony przez wolontariuszy dom odosobnienia |
|
No i ja podczas pracy - medytacji. Lustrzane napisy to moje dzieło :) |
|
Część nasze ekipy wolontariuszy |
|
A Budda sobie spokojnie siedzi i obserwuje cały proces spod przymkniętych powiek |
Hej Joana, czytam z dużą ciekawością Twojej wpisy na bloga i jestem pod prawdziwym wrażeniem jak sobie fantastycznie radzisz każdego dnia. Podziwiam Cię za odwagę i otwartość na to co przyniesie jutro. Twoje pytania są wielce inspirujące. Próbuję sobie sama również na nie odpowiedzieć, czasem odpowiedz bywa zaskakująca. Wygladasz na szczśliwą kobietę i tak trzymaj. Jestem myślami z Toba i trzymam kciuki za powodzenie podróży i nową przygodę. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń