Zaczynam powoli rozumieć prawdę zawarta w zdaniu „Samemu
możesz iść szybko, ale we dwoje zajdziesz dalej”. Nie spodziewałam się że
będzie to aż takie wyzwanie dla mnie. Dla mnie, dla tej która odwagi ma za
trzech, wyrusza samotnie w podróż na drugi koniec świata, skacze po skałach.
Bycie z drugim człowiekiem okazało się nie lada wyzwaniem. Pamiętam jak
obserwowałam z zaciekawieniem rozmowy te miłe i te niemiłe pomiędzy moimi
przyjaciółmi żyjącymi w związkach małżeńskich czy partnerskich. Było to
poniekąd dla mnie jak obserwowanie życia na innej planecie. Obserwowałam ze
zdumieniem i podziwem jednak bez zrozumienia. Bo i skąd ono miało być. Jeżeli
nie jesteś lub nigdy nie byłaś w danej sytuacji nie możesz powiedzieć –
rozumiem. Bo najzwyczajniej nie rozumiesz. Roy, mój australijski anioł, czy też
jak później zwykłam o nim pisać po prostu anioł. Pojawił się w moim życiu tak
niespodziewanie…Jesteśmy tak różni a jednak tacy sami. To niesamowite.
Dziś przedostatni dzień naszej pierwszej wspólnej podróży.
Spędziliśmy dziesięć dni na tajskiej wyspie Koh Chang, potem był Bangkok a
następnie kolejna tropikalna tajska wyspa Koh Samui. Wszystkie możliwe emocje
ochoczo przybyły aby zaprezentować się i pokazać cały wachlarz swoich
umiejętności. Potrafią dużo. Chwila nieuwagi i roześmiana twarz staje się
twarzą cierpiącą katusze by po chwili przejść do pozycji ofiary. To naprawdę
niesamowity spektakl. Kolory, wibracje, oddech. Jak tu się w tym wszystkim
odnaleźć, jak nie nadawać temu znaczenia. Jak być w czymś na sto procent i
jednocześnie utrzymywać dystans lub pozycję obserwatora. Czy to się w ogóle da
pogodzić? Pewnie tak. Szukam zatem wyjścia bo ten rollercoster jest już dość
męczący. Piękne jest to, że mój anioł jest zbudowany z tej samej gliny co ja,
zatem nic ale to nic się przed nim nie ukryje. Pamiętam jak w ubiegłym roku
czytałam dużo o Nowej Erze, która ma nastać. Że ma być to Era, gdzie ludzie
będą żyć w miłości, pokoju, pięknie oraz że wszystko będzie transparentne. Nikt
nie będzie mógł niczego ukryć, wszystkie myśli i emocje będzie można po prostu
zobaczyć w drugim człowieku jak do tej pory widzimy sukienkę czy spodnie.
Piękny to będzie czas, myślałam wtedy. Obecnie doświadczam tego. Czuję się
totalnie naga i transparentna, wszystko jest widoczne jak na dłoni. To piękne
ale tez i trudne. Już nie można po prostu się schować, uśmiechnąć i powiedzieć
że nic się nie stało. Wszystko widać.
Przywiązałam się do niego i jest mi z nim dobrze.
Spędziliśmy ze sobą niemalże każdą minutę i był to bardzo intensywny czas. Czas
śmiechu, radości, czystej miłości, namiętności, płaczu, zrozumienia, wzrostu,
nieustannego wzrostu. W sumie wciąż jest. Nic się nie kończy. Teraz przez jakiś
czas będziemy po prostu fizycznie troszkę dalej od siebie i skupimy się na
swoich planach, potrzebach, obowiązkach. To tyle. I aż tyle. Od kilku dni przygotowujemy
się do soboty. Jednego dnia ja jestem silna, drugiego pękam i on mnie wspiera.
I tak na przemian. Wyciągamy się wzajemnie z dziur do których powpadaliśmy.
Jest rozmowa, płacz, wzruszenie, radość i nadzieja. Chciałam nowych emocji to i
mam je. Z jednego się cieszę naprawdę, że weszłam w „to wszystko” całą sobą,
bez żadnych masek, udawania. Po prostu jestem jaka jestem, silna, mądra, dziecinna,
roześmiana. Weszłam z zaufaniem i poddaniem się biegowi zdarzeń. To cudowne
uczucie.
Pięknie! Proszę ode mnie pozdrowić Koh Samui. Ucałować piasek i chłonąc bryzę mojego marzenia :)
OdpowiedzUsuń:) :) :)