niedziela, 5 maja 2013

Komputer w dżungli


Wzięłam mój laptop pod pachę aby usiąść w otwartej kuchni gdzie mogę podłączyć się do prądu. Nie, nie do Internetu, do prądu. Po Internet muszę iść na plażę. Takie oto warunki mam w nowym miejscu. Jestem w dżungli. Jak to zwykle ze mną bywa zdziwiłam się troszkę. Czytając opis tego miejsca jakoś nie odnotowałam że będzie to dżungla. Wraz z kierowcą minibusa  przez ponad godzinę szukaliśmy tego miejsca. W pewnym momencie drogę przebiegło jakieś zwierzę. Kot? Pomyślałam. Nie, to po prostu małpa. Biegają sobie tu jak w Polsce psy czy koty. Zatem jestem na wyspie Koh Lanta, w dżungli. Wraz z czterema innymi wolontariuszami mieszkamy w domkach z gliny. Każdy domek jest wyposażony w łazienkę, toaleta jest na zewnątrz. Wokół gąszcz palm na których rosną banany, papaje, mango i inne owoce. Latają przeróżnych kształtów i rozmiarów motyle, ważki i inne insekty zamieszkujące dżunglę. Nocą można zobaczyć rój świetlików, które na tle gęstwiny lasu wyglądają dość zjawiskowo. Wczoraj po całodziennej podróży postanowiłam położyć się wcześniej spać. Przygotowano dla mnie posłanie na podłodze. Zwykły ale wygodny materac, prześcieradło, poduszka i obowiązkowo moskitiera zawieszona nad całym łóżkiem. Byłam naprawdę zmęczona. Kładąc się spać rzuciłam okiem na podłogę i ściany bajecznego domku na których to zobaczyłam… pająka rozmiaru dłoni i inne dziwne zwierzęta przypominające karaluchy.  Jakaż to ogromna zmiana po trzech tygodniach w luksusowym kurorcie. Upewniłam się że żaden insekt nie zajął mojego posłania i padłam na poduszkę. Całonocne rechotanie żab i śpiew ptaków spowodowało, że spałam jak dziecko. Dziś wczesnym rankiem zjedliśmy pyszne śniadanko. Był ryż serwowany w podobny sposób jak owsianka owoce, orzechy, konfitury i czaj (herbata z pieprzem). Oprowadzono mnie po całym terenie a następnie właściciel pokazał mi jak karczować i rąbać drewno. Wraz z wolontariuszką z Grecji przystąpiłyśmy do pracy karczując różnego rodzaju trawska wszystko po to aby dostać się do suchego drewna pod spodem. Wiem już skąd wzięło się powiedzenie „chcesz z liścia?”. Dostałam takim liściem w twarz kilkukrotnie. Warto zauważyć, że ów liść jest naprawdę duży, jak pięć moich głów :). Popracowałyśmy kontraktowe dwie godziny, gdzie pot lał się z nas niemiłosiernie. Nie dlatego że była to ciężka praca ale temperatura i wilgotność robią swoje. Czyste i wykąpane siedzimy sobie na werandzie wraz z grecką wolontariuszką. Kiedy się nie ruszasz zanadto nie pocisz się – powiedziała. Hmm.. mądrość w tym jest :). Czasem chcemy zrobić wiele rzeczy, szukamy, biegamy, robimy niepotrzebne kroki. Może czasem warto po prostu usiąść. Taki mam plan na to miejsce. Nie męczyć się niepotrzebnie. Znaleźć czas dla siebie, bez zbędnych ruchów. Dużo emocji było ostatnimi dniami i teraz jest czas na poukładanie ich do poszczególnych szuflad oraz na kolejną kreację rzeczywistości :). Mój anioł jest i wciąż mnie wspiera. Dzieli nas tylko fizyczny dystans.
Może to zabrzmi dość śmiesznie ale wczoraj przyszły do mnie pytania: dlaczego wybrałam taki sposób podróżowania, jaki jest cel, jaki był powód, jak długo jeszcze, czego ja szukam. Właściwie pytania te padły już wcześniej z ust mojego anioła ale wtedy nie chciałam słuchać, były to tak zwane „niewygodne pytania”. Pamiętam, że zadawał mi kilkukrotnie, wszystko po to, abym zaczęła się nad tym zastanawiać. Wszystko jednak ma swój czas. I człowiek czasem musi dojrzeć do pytania :). Znalazłam już niektóre odpowiedzi. Szukam dalej.

Na jakie pytania nie chcesz znaleźć odpowiedzi?


Łodygi drzew

Liście - są naprawdę duże


łupiny kokosa

Dzienny pokój

Dzienny pokój

Jedna z wielu rzeczek w dżungli

Nasza kuchnia i jadalnia



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz to, czym chcesz się podzielić: