piątek, 15 marca 2013

Medytacja - bycie w Tu i Teraz



Nie przypuszczałam że życie w społeczności klasztornej może być aż tak bogate. Coraz trudniej mi wygospodarować czas na pisanie. Chociaż nie, trudniej to nie dobre słowo – po prostu wybieram w tej chwili co innego. Wstaję codziennie o 4:00. Na zewnątrz jest jeszcze ciemno choć słyszalne są już pierwsze obudzone ptaszki. Potem bez zbędnego zastanawiania ubieram się i idę do jednej ze świątyń, gdzie już siedzą mnisi. Na szczęście wszyscy uczestnicy projektu Mindfulness otrzymują po dwa zestawy białych płóciennych ubrań klasztornych składających się z koszulki z krótkim rękawem i długich spodni. Przebywając na terenie klasztoru obowiązuje zasada zakrywania ramion i kolan. Ok., biorę to. Postanowiłam wejść w nowe doświadczenie bez dotychczasowego bagażu przekonań, opinii na temat i innych mądrości. Być pustym, tak – to wielka umiejętność. Do pełnej filiżanki już nic się ni zmieści a to miejsce ma dużo do zaoferowania. Poranne medytacje są niezłym wyzwaniem dla wielu uczestników. Sama toczyłam ze sobą poranny spór czy ja aby na pewno muszę wstawać tak wcześnie? Przecież nikt mi nic nie zrobi jak nie wstanę. A potem przychodzi zrozumienie – przecież robisz to dla siebie. I tu zaczyna się trening umysłu. Nasz umysł jest jak koń, jeżeli nie będziesz umieć na nim jeździć, kierować nim, poniesie cię tam gdzie chce i zanim się obejrzysz wylądujesz w głębokim rowie z płaczem. Trening jest niezbędny i nie ma tu miejsca na żadne wymówki. Albo coś robisz, albo nie. Codzienna dyscyplina stanowi nie lada wyzwanie i postanowiłam je podjąć. Tak naprawdę to medytujemy tu cały czas, jak zauważyłam podczas wczorajszego wieczornego spotkania, na którym dzielimy się swoimi odkryciami. Każda czynność jest medytacją: spożywanie posiłków czy praca przy układaniu mozaiki na powstającym właśnie nowym domu medytacyjnym. Tak, układanie moziaki jest tym, co lubię J. Siedzę sobie na jednej z części dachu, mając do dyspozycji cement, wodę, setki kawałków potłuczonej ceramiki, szkła lub lustra i staram się wypełnić nimi wyrysowane kształty. Muszę być przy tym bardzo uważna i precyzyjna. Ćwiczę też uważność, aby nie robić tak zwanych pustych przebiegów. Naprawdę musze być tu i teraz i zastanowić się, czego będę potrzebować na górze, aby nie wchodzić po drabinie bezcelowo. Mozaika daje upust także mojej chęci wyrażania się artystycznego. Zostałam też poproszona aby narysować a następnie wyłożyć mozaiką wizerunek Buddy. Zapytano mnie, dasz radę to zrobić? A ja odpowiedziałam jakby z automatu - pewnie! Ależ mnie to zaskoczyło. Dopiero później zaczęłam się zastanawiać przez chwilę czy dam radę. Śmieszne to, co? Racjonalna część umysłu ma spóźniony zapłon. Przypomniały mi się słowa: myśląc że dasz radę lub że nie dasz, w obu przypadkach masz rację. Pracujemy sobie zatem tak wszyscy czasami rozmawiając czasami milcząc – głównie milcząc. Nie, żeby rozmowy były zakazane, wręcz przeciwnie, jednak każdy wybiera skupienie. Wczoraj przyszła ekipa mnichów elektryków, którzy działali w środku podłączając oświetlenie i wentylator. Mnisi na placu budowy – piękny i codzienny widok. Na ten czas musiałam zejść na dół i znaleźć sobie inne zajęcie. Dokładnie nie wiem o co chodzi ale z tego co mi tłumaczono to chodzi o to, żeby nie być „wyżej” niż mnisi. Oczywiście przez ułamek sekundy pomyślałam sobie, że to znowu jakaś dziwna zasada, jednak postanowiłam to puścić i po prostu zeszłam na dół, bez osądzania reguł tu panujących. To też wyzwanie J. Praktykujemy tu również medytację chodzoną – walking meditation. Polega ona na całkowitym skupieniu na wykonywanych krokach. Z  każdym dniem coraz bardziej się dziwię z ilu ruchów składa się jeden krok…
Dostrzegam detale, coraz więcej szczegółów i widzę, jak dużo tu się dzieje.

Jak wygląda Twoje wstawanie, spożywanie posiłku, podróż do pracy, sama praca? Z jaką jakością wykonujesz poszczególne czynności? Czy zauważasz detale, czy działasz mechanicznie, według schematu? Zachęcam do przyjrzenia się swoim codziennym, rutynowym czynnościom.


Jedna ze świątyń medytacyjnych

Wejście do miejsca w którym obecnie mieszkam :)


Budowany i zdobiony przez wolontariuszy dom odosobnienia
No i ja podczas pracy - medytacji. Lustrzane napisy to moje dzieło :)
Część nasze ekipy wolontariuszy
A Budda sobie spokojnie siedzi i obserwuje cały proces spod przymkniętych powiek

1 komentarz:

  1. Hej Joana, czytam z dużą ciekawością Twojej wpisy na bloga i jestem pod prawdziwym wrażeniem jak sobie fantastycznie radzisz każdego dnia. Podziwiam Cię za odwagę i otwartość na to co przyniesie jutro. Twoje pytania są wielce inspirujące. Próbuję sobie sama również na nie odpowiedzieć, czasem odpowiedz bywa zaskakująca. Wygladasz na szczśliwą kobietę i tak trzymaj. Jestem myślami z Toba i trzymam kciuki za powodzenie podróży i nową przygodę. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Napisz to, czym chcesz się podzielić: