sobota, 2 listopada 2013

Mandala czyli droga jest celem

Jesienne wieczory potrafią być nostalgiczne. Jedni cieszą się z codziennie zmieniającej się kolorystyki na drzewach, inni widzą jedynie szarobure niebo, deszcz i wiatr. Tak czy inaczej - to jesień. Polska, jako jeden z nielicznych krajów ma niewątpliwą okazję do podziwiania pełnego cyklu czerech pór roku. Doświadczamy 35 stopniowego upału i 20 stopniowego mrozu. Podziwiamy budzącą się do życia przyrodę i przygotowujące się do zimowego snu zwierzęta. Natura - nasz nauczyciel cyklu przemijania. Wszystko się zmienia nieustannie, choć nam czasem trudno jest to zaakceptować, po prostu przyjąć. Pamiętam jak kilka lat temu, dokładnie jesienią, zaczęłam malować mandale. Wtedy jeszcze dokładnie nie wiedziałam co to i po co to. Po prostu malowanie a raczej kolorowanie sprawiało mi dużo przyjemności więc to robiłam. Bawiła mnie praca z kolorem. Jak się później okazało zafundowałam sobie artterapię. Każdego roku wracałam do malowania mandal.
 
 
Dla niewtajemniczonych mandala jest rysunkiem o harmonijnym połączeniu koła i kwadratu, gdzie koło jest symbolem nieba, transcendencji, zewnętrzności i nieskończoności, natomiast kwadrat przedstawia sferę wewnętrzności, tego co jest związane z człowiekiem i ziemią. Obie figury łaczy punkt centralny, który jest zarówno początkiem jak i końcem całego układu. Istnieją różne rodzaje mandali. Są mandale oczyszczające, występują też mandale wzmacniajace określone cechy lub poszczególne obszary ludzkiego życia. Buddyjska mandala jest rysunkiem z wieloma szczegółami, z których każdy ma znaczenia. Zazwyczaj rysuje się ją na podłodze. Wymiary manadali mogą nawet zajmować cały pokój. Następnie w szczególnym skupieniu mnisi buddyjscy biorą różnokolorowy piasek i wypełniają nim formę mandali. W przypadku dużych mandali proces ten trwać może i kilkanaście dni. Mnisi pracują w ogromnym skupieniu precyzyjnie sypiąc różnego koloru piasek w wyznaczone miejsca. Gdy mandala jest już gotowa, mnisi biorą do ręki szczotki, pędzle i ... jednym ruchem zmiatają wszystko.
 

 
Bardzo lubiłam malować mandale i pokazywać je znajomym. Do momentu, gdy któregoś dnia postanowiłam w pełni przeżyć proces tworzenia-niszczenia mandali. Pamiętam jak przychodziłam z pracy i siedziałam po trzy, cztery godziny dziennie przez dwa tygodnie precyzyjnie malując każdy szczegół. Podczas tego procesu przychodziło do mnie wiele pytań, odpowiedzi, inspiracji. Obserwowałam swoje emocje i myśli. Czasem się cieszyłam, czasem płakałam ale.. malowałam. Gdy mandala została ukończona spojrzałam na nią po raz ostatni. Była mi dobrze znana, w końcu zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić przez ten czas ;). Wzięłam zapałki, odpliłam i przyłożyłam płomień do rogu kartki. Serce krajało mi się niemiłosiernie wręcz i płakałam rzewnymi łzami. Padały pytania dlaczego mam ja niszczyć, przeciez jest taka piękna i tak bardzo sie starałam. Może nie muszę jej niszczyć? To nie jest kwestia musze , nie muszę, to kwestia chęci doświadczenia. Gdy w umywalce został już tylko popiół, moja twarz była mokra od łez a ja poczułam pewien stan lekkości. Już nie było tak trudno. Zobaczyłam o co jeszcze chodzi w procesie tworzenia - niszczenia mandali. Wszystko przemija. Droga jest celem. To, czego miałeś się dowiedzieć zadziało się podczas aktu tworzenia. Nie przywiązuj się.
To nie proces tworzenia jest trudny, to fakt że musimy coś puścić, który w przypadku mandali ma miejsce w momencie zamiecenia piasku czy też podpalenia kartki. Trudne jest również to, że to nie ktoś dokonuje zniszczenia, nie ktoś nam zabiera lecz z pełną świadomością robimy to sami.
Z wiadomych względów nie pokażę swoich mandal :) - już ich nie ma.

 

Mandala na jesienne wieczory:

1. Weż kartke papieru A4, A3.
2. Poszukaj w internecie gotowego wzoru lub skomponuj swój własny (im więcej detali tym lepiej).
3. Maluj, koloruj, wypełniaj. Rób to w skupieniu.
4. Popatrz na efekt.
5. Zmień stan twojego dzieła poprzez użycie ognia.
6. Co zaszło w Tobie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz to, czym chcesz się podzielić: