środa, 6 marca 2013

Bangkok - pierwsze wrażenia



Siedzę sobie na pięknym kwiecistym tarasie otoczona palmami i innymi jeszcze przeze mnie nie zidentyfikowanymi roślinami. Nowymi dla oka J. Po wylądowaniu i wbiciu do paszportu ważnych pieczątek przez uroczego celnika udałam się taksówką do mojego hoteliku. Wybór hotelu a raczej hotelu, jak to zwykle bywa w moim przypadku, był na zasadzie: bo mi się spodobał na zdjęciu. Wszędzie biel: łóżko, pościel, ściany, okna, rolety, po prostu pięknie. No i uspokajająco ;). Jak się okazało hotelik jest w totalnie nieturystycznym miejscu. Po prostu przeniosłam się w sam środek tajskiego życia. Wokół same straganiki ze świeżo podawanymi owocami. Postanowiłam kupić sobie co nieco do przekąszenia (3 zł za pokaźny owocowy zestaw). Przemiła Tajka postanowiła zapoznać mnie z niektórymi. Otwierała po kolei woreczki w których znajdowały się przeróżne porcjowane owoce w… i teraz uwaga…przyprawach. Pieprz, chili i sama nie wiem co jeszcze. Śmiała się do łez gdy po skosztowaniu jednego oczy odwróciły mi się i długo im zajęło powrót na dawne miejsce. Ale najfajniejsze jest to, że było to smaczne. Podobno owoce w połączeniu z ostrymi przyprawami zapobiegają poceniu się, wiążą wodę w organizmie. A tu to jest ważne. Naprawdę jest ciepło :). Po krótkiej drzemce postanowiłam wyjść trochę się rozejrzeć po najbliższej okolicy. To dzielnica tak zwanego „normalnego życia Tajów”. Mieszkają tu oni i pracują. Czasem jedno i drugie dzieje się w tym samym miejscu. Trafiłam na przerwę obiadową i widziałam salon kosmetyczno fryzjerski przearanżowany na czas posiłku w jadalnię dla kilku osób. Siedzieli sobie oni na podłodze i wcinali ze smakiem jakieś pyszności. Pełen relaks bił od nich i od ich „stołu”. Znajduje się tu również mnóstwo warsztatów samochodowych, stolarskich i tym podobnych. Jako były behapowiec naprawdę dużo mnie kosztowało przyglądanie się ich pracy. Zdecydowana część zdjęć, które kiedyś wykorzystywałam jako element szkolenia bhp dla pracowników jako przestrogę, robione były w Tajlandii. Musiałam mieć ciekawą minę przyglądając się im podczas pracy bo śmiali się ze mnie rzewnie.
Widziałam też pierwsze posągi Buddy w różnych aranżacjach. Stoją one tu wszędzie. Przy każdym jest mały ołtarzyk na którym złożone jest pożywienie, zazwyczaj owoce, pojemnik z wodą, kadzidła. Ten temat będę jeszcze zgłębiać podczas kolejnych chwil i dni.
Kochani, raz jeszcze dziękuję za dodatkowe skrzydła podczas mojego lotu. Czułam Wasze wsparcie całą sobą.

Wai (Tajskie pozdrowienie)

Poniżej pierwsze zdjęcia. Jakoś tak mi dziwnie było wchodzić z obiektywem w codzienne życie. Z czasem to się zmieni :)
Mięsko z grila
Raj dla architekta - jak tu sprytynie ukryć wszystkie przewody
Nic tu nie jest uporządkowane, a wszystko jest w porządku - zadziwiające


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz to, czym chcesz się podzielić: