czwartek, 7 marca 2013

Anioły są wśród nas, a może sami nimi jesteśmy...

Minionej nocy spałam 11 godzin. Z łóżka wygoniło mnie wyłączenie klimatyzacji i pojawiający się z zadziwiającą szybkością pot na ciele. Jeszcze wczorajszego wieczoru poznałam Katrin z Niemiec. Miałyśmy obok siebie łózka. Okazało się że również podróżuje sama. Przyleciała z Niemiec kilka dni wcześniej zatem jest już dużo bardziej bogata w doświadczenie :). Pomogła mi wybrać i kupić kartę pre-paid do telefonu i powiedziała jak złapać tuk-tuk'a. Rozmawiałyśmy przez dłuższą część wieczoru. Mówiła mi o znajomych, którzy totalnie nie rozumieją jej decyzji samodzielnej podróży.. Jak to dobrze, że moi dmuchali w moje żagle - pomyśłałam. Dziś rano poleciała na południe, na wyspy, bo tak chciała. Bała się trochę że nie wie jak się tam ogarnie, że nie ma jeszcze noclegu, bo przez internet trudno znaleźć. Akurat przeglądałam swoje notatki w których był piękny cytat: "Stop complaining about the darkness - light a candle!" Pokazałam jej go i w jednym momencie spadło z niej napięcie. Masz rację, powiedziała, zawsze o tym zapominam. Wyściskałyśmy się i poleciała. Mój pierwszy anioł w Tajlandii. Tak sobie myślę, jaka to piękna wymiana energii ma miejsce. Zawsze dostajesz to, czego potrzebujesz. Jeżeli oczywiście otworzysz się na to i będziesz w stanie dostrzec anioły:). Zainspirowana tym porankiem postanowiłam wypuścić się na Bangkok. Od mojego Australijskiego Anioła otrzymałam radę - proszę, nie staraj się zobaczyć całego Bangkoku w jeden dzień. Skąd wiedział, że chciałam.. :) Postanowiłam kupić sobie bilet do Khon Kaen, mojej następnej destynacji. Okazało się że już wyprawa na drugi koniec Bangkoku jest nie lada wyczynem. Kartin pokazała mi jak się łapie tuk-tuk'a i jak się do niego wskakuje. Tak, wskakuje... Udało się. Jadę zatem tuk-tukiem po zapchanych ulicach Bangkoku wraz z 9 Tajami. Co prawda nie wiem jak wysiąść ale tu pojawia się jedna Tajka która, jak to zwykle bywa, też tam wysiada. Uratowana! Podróż kosztuje mnie 60 groszy. Na razie ok. Następnie podniebny tramwaj z włączoną na maxa klimatyzacją. Różnica temperatur - jakieś 30 stopni mam wrażenie bo zaczynam marznąć. Okazało się że dworzec autobusowy nie jest wcale tak blisko bo... mapa którą dostałam w hostelu nie była w skali. Rozpoczęło się poszukiwanie dworca. Zaangażowałam nawet Policję, bo z nikim się nie mogłam dogadać. Pokazali mi na koilejnej mapie i dotarłam do celu. W drodze powrotnej postanowiłam wejść do królewskiego ogrodu. Jakże się zdziwiłam, gdy po przekroczeniu bramy trafiłam do równoległego wszechświata. W tym miejscu nie było nikogo poza ogrodnikami, strażnikami i... mną. Naprawdę trudno znaleźć takie miejsce w Bangkoku. A tu proszę. Spacerowałam sobie traktami królewskimi, oglądałam kwiaty, drzewa, ptaki. Muszę już chyba wydawać komendy umysłem bo na myśl o tym, że zaczynam się coraz bardziej pocić z upału i że przydałby się prysznic - uruchomiły się na raz wszystkie zraszacze suto oblewając mnie wodą. Wowww. Ale to było fajne. Taki ciepły deszczyk. Oczywiście wyschłam w przeciągu 5 minut ale zawsze coś :). W drodze powrotnej do hostelu do tuk-tuka zaprosiła mnie pewna starsza Tajka, która widziała że trochę się miotam z mapą i kierunkami. I co? Okazało się że mieszka obok mnie i ... też tam jedzie :). Rozmawiałyśmy o religii a raczej byciu ponad religiami, o medytacjach o Buddzie i wolontariacie. Też kiedyś była wolontariuszką. Odprowadziła mnie pod sam hostel. Ja w rewanżu zawiązałam jej sznurowadła w adidasach, bo jej się rozwiązały. Życzyła mi pięknych wrażeń w Tajlandii. To już kolejny anioł. Jeszcze jednego spotkałam, gdy postanowiłam kupić sobie coś do zjedzenia na rynku. Po wczorajszym pikantnym doświadczeniu dziś postanowiłam być przezorniejsza. Piękna Tajka skomponowała mi w 3 minuty wspaniała potrawę z makaronu, warzyw, owoców morza i kompozycji sosów oraz świeżych ziół. Wyśmienite to było! 
No cóż, tak jak zakładałam, nie podróżuje sama. Wokół są same Anioły :)

Rozejrzyj się wokół siebie. Ilu już zauważyłeś? Żadnego? Patrz sercem...


Ogrody królewskie - Sirikit Park
Kolory zachwycają - Sirikit Park
Cztery słonie, zielone słonie :)
Skomponowany w kilka minut pyszny posiłek


3 komentarze:

  1. Moja droga, jak już powiedziałam kiedyś uwielbiam czytać twoje blogi. Teraz są jeszcze ciekawsze. Oczywiście się powtarzam, ale powiem że bardzo bardzo lubię lekkość Twojego PISANIA.
    Mam nadzieję, że na swojej drodze spotkasz samych aniołów.
    Dziękuję Ci za Twoją pozytywną energię!
    P.S. Podróżuję razem z Tobą. Czekam na więcej.

    Pozdrawiam
    Ciekawe czy zgadniesz KTO :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anu, kochana. Serce mi mówi, że to Ty :)Dziękuję Ci za energię którą mnie ładujesz codziennie. Cieszę się że moja forma przekazu Cię cieszy. Całuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Asiu, tym razem to nie ja - masz więcej wielbicieli, tudzież wielbicielek :) choć ja też czytam każdy post z nieukrywaną ciekawością. Fajnie oglądać Bankgok Twoimi oczami. Cieszę się, że Anioły Cię nie opuszczają. A jak się wysiada z tuk-tuka? Tego nie napisałaś. Zrobisz zjęcie kilku, chciałabym je zobaczyć. U nas dziś śnieg, jest biało jak w zimie, a jeszcze dwa dni temu była wiosna. Myślę, jestem, wysyłam moc miłości. Anu

    OdpowiedzUsuń

Napisz to, czym chcesz się podzielić: