niedziela, 12 maja 2013

Dżungla pełna zwierząt


Ostatnio często pytano mnie, czy w tej dżungli nie ma węży. Odpowiadałam z pewnością, że nie. Wczoraj idąc nad ocean zobaczyłam przy drodze plakat ze zdjęciami mężczyzny trzymającego węża. Plakat informował o czymś, jednak nie jestem w stanie powiedzieć o czym bo wszystko było po tajsku. Zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno w tej dżungli nie ma węży.  
Dziś postanowiłam opuścić miejsce w dżungli i przenieść się bliżej oceanu. Spędziłam trochę czasu w moim barze z WI-FI w celu znalezienia nowego lokum. Znalazłam piękne miejsce i wraz z grecką koleżanką, która poznałam w dżungli postanowiłyśmy się tam przenieść. Wróciłyśmy do dżungli, aby wziąć plecaki i zastałyśmy właścicieli i pozostałych wolontariuszy dość bladych na twarzy... Okazało się, że podczas naszej nieobecności posiadłość postanowił nawiedzić wąż, a ściślej mówiąc dwu i pół metrowa kobra. Poruszała się błyskawicznie po trawie co chwila podnosząc głowę i zamaszystym ruchem rozkładając wachlarz wokół szyi. Wszyscy byli przerażeni. Wow.. po raz kolejny sprawidził się mój timing do powiedzenia: dość, zmieniam miejsce. Pomyślałąm sobie, że pobyt tam, naprawdę mógł być niebezpieczny. 
Chodziliśmy też przez dżunglę aby skrócić sobie drogę nad ocean. Był to dwudziestominutowy spacer wśród gęstwiny w której co rusz się coś ruszało. Już nawet nie chcę myśleć co to mogło być. Osobiście widziałam małpy i zwierzęta przypominające nasze wiewiórki tylko dużo większe i czarne. Poza tym wszelakiej maści jaszczurki i pająki. Z czasem do nich przywykłam. Może nie na tyle, aby jeść je na śniadanie, jak to zrobili pozostali uczestnicy projektu. Tak, na śniadanie był grilowany skorpion. Ja zostałam przy ryżu i owocach. Wrażeń podczas tej podróży mam aż nadto i nie potrzebuję kolejnego testu. Więc wędrowaliśmy tak codzień przez dżunglę, często i późnym wieczorem, gdy było już całkowicie ciemno. Dwa razy szłam nawet sama. Wchodząc do dżungli wyskoczyły wszystkie znane i nieznane mi strachy. Kroczyłam tak powoli oświetlając sobie latarką następne półtora metra drogi. W gęstwinie wszystko się ruszało a światło rzucało cienie padając na drogę, krzaki i drzewa, które potęgowały nastrój. Dodatkowo była to pora, kiedy muzułmanie zaczęli swoją codzienną modlitwę a raczej pieśń. Niosłą się ona po całej dżungli skutecznie dodając "smaczku" mojej wędrówce. W pewnym momencie musiałam stanąć, bo mój strach był za duży aby nieść go dalej na plecach. Splunęłąm i powiedziałam do dżungli: słuchaj, tak nie może być. Ja mam tu do pokonania pewną drogę i potrzebuję abyś mnie w tym wspierała. Musimy współpracować. Wzięłam głęboki oddech, dżungla stała się łagodniejsza i poszłam dalej. Po dotarciu na miejsca, zdjęłam koszulkę którą wykręcałam z potu. Wow.. Jak sobie teraz pomyślę, że mogłam spotkać tam na przykład kobrę to aż mi się słabo robi. Ale nie spotkałam. Skończyłam przygodę z dżunglą, podziękowałam właścicielom za wszystko. Cieszę się że mogłam tego doświadczyć. Wszystkie wyobrażenia o niej, które miałam z książek czy filmów lub programów naukowych skonfrontowałąm z rzeczywistością. Dżungla to nie jest moje miejsce, teraz to wiem. 

Kobra - taka właśnie odwiedziła nasze miejsce


Skorpion - niektórzy jedzą go na śniadanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz to, czym chcesz się podzielić: