wtorek, 23 kwietnia 2013

Spadające kokosy i brak marketingu

W miejscu w którym jestem śniadania są serwowane, jak to zwykło bywać w hotelowych kurortach, w postaci szwedzkiego stołu. Mogę nałożyć sobie na talerz płatki kukurydziane, arbuza, ananasa, tosta, dżem, lub miód. Wszytko to jest mi znane. Zaskoczyło mnie jednak, że mogę również zjeść ryż z warzywami, kurczaka w imbirze, tradycyjny makaron tajski PAD TAJ, zupę z kawałkami mięsa i warzywami. Dania które w Polsce serwowane są raczej w późniejszej porze dnia na przykład na obiad. Zabawne jest to, że codziennie jadam ten obiad na śniadanie i co lepsze prawie zawsze biorę dokładkę. Apetyt mam dość spory :). Dziś mój anioł postanowił rozpocząć "na poważnie" naukę języka polskiego. Wziął ze sobą notes i cienkopis i skrupulatnie notował poszczególne wyrazy tudzież całe wyrażenia.  Notował i powtarzał. Ubaw mieliśmy niezły. Nawet nieźle mu idzie :). Po zakończonej lekcji wzięłam jego notes i cienkopis i spontanicznie zaczęłam rysować. Było to coś na kształt spirali a właściwie kombinacji różnych spiral. Nie wiem czemu to robiłam. Po prostu chciałam. Po śniadaniu wybrałam się na krótki spacer po wyspie. Wśród małych hotelików i bungalowów wyłonił się przede mną ekskluzywny hotel. Uwagę moją przykuł poster przed wejściem oznajmiający przechodniom że ów hotel poszukuje ludzi do pracy na różnych stanowiskach. Wszystko było by normalne gdyby nie to że ogłoszenie było w języku angielskim. Weszłam na teren hotelu aby się porozglądać troszkę. Piękne miejsce, aczkolwiek dla mnie trochę za duże i za oficjalne. SPA, kawiarnie, rzeczki z kolorowymi rybkami, baseny, baseniki i brodziki. Stałam tak przyglądając się wypoczywającym na leżakach gościom hotelowym gdy mój wzrok wylądował na podłodze. Zobaczyłam symbol... który namalowałam kilka godzin wcześniej w notesie mojego anioła. Może nie był identyczny ale bardzo podobny. Co to znaczy, co za "zbieg okoliczności", po co to się dzieje - pomyślałam. Wysłałam pytania do wszechświata i czekam na odpowiedź.
Wracając przyglądałam się hotelikom, restauracyjkom, kawiarniom, salonom masażu tajskiego (jest ich tu naprawdę sporo, więcej niż Biedronek w Polsce :)). Większość była pusta albo siedział jeden klient. Niesamowity spokój. Niesamowite było również to, że personel i właściciele siedzieli sobie razem przy jednym ze stoliczków, rozmawiali, śmiali się. Nikt niczego nie oczekiwał, nikt nie szukał sposobu jak tu pozyskać klienta. Czekali. Spokojnie, z radością czekali. Żadnego napięcia. Dawało się wręcz odczuć że jest im to obojętne czy ktoś przyjdzie czy nie. Oni są, mają coś do zaoferowania i ty albo jesteś tym zainteresowany albo nie. Nikt Cie nie nagabuje, nikt się specjalnie nie narzuca. Chcesz to wchodzisz i zamawiasz nie chcesz, nie wchodzisz. Spokój. Jakże inna energia od tej, którą znam. Oczywiście każdy kraj i każda kultura rządzi się innym prawami jednak czasem warto zobaczyć, że inaczej tez można.
Wciąż trudno mi się przyzwyczaić że wokół mnie rosną drzewa które dają owoce takie jak kokos, mango, papaja, liczi czy popularny banan. Dziś nawet widziałam młodego chłopaka siedzącego na czubku kokosowej palmy, jakieś 17 metrów nad ziemią, który zamaszystymi ruchami ucinał kokosy, które to spadały z hukiem na ziemię. Dobrze że w ostatniej chwili ostrzegł mnie krzycząc coś po tajsku. To śmieszne ale traktuje to jak zjawisko, czasem nawet robię zdjęcia. To tak jakbym wyszła w Polsce na zewnątrz i robiła zdjęcia dębu, brzozie czy jabłoni. A przecież one też są piękne, choć przez to że stały się "normalne" nie widzimy ich piękna. A może powinniśmy.

Jedna z głównych dróg na wyspie
Salon masażu tajskiego
Takie cuda na krzaczku rosną

Śniadanie. Który mój talerz? :)

Znak na hotelowej podłodze


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz to, czym chcesz się podzielić: