poniedziałek, 25 marca 2013

Nasza dziecinność czyli jak bardzo "dorośli" jesteśmy



Uwielbiam dzieci. Pamiętam, że od zawsze je kochałam. Wszystkie traktuję jak swoje – to zabawne, ale naprawdę tak to czuję. Dobrze się odnajduję w ich towarzystwie. Myślę, że możliwość przebywania z dziećmi jest niesamowicie cennym doświadczeniem. Tu, w Tajlandii odkryłam, że tak naprawdę to chyba najbardziej lubię fotografować dzieci. Niemalże z każdego miejsca w którym byłam mam fotografie dzieci. Uwielbiam ich beztroskę, ich czystość, naturalność w wyrażaniu się, ich zachwyt nad każdym najmniejszym kamyczkiem czy znalezionym szkiełkiem, ich spojrzenie mówiące jak bardzo jest to dla nich nowe. Rzadko można od dziecka usłyszeć że „coś już zna”. Zawsze jest więcej, zawsze jest coś pod spodem. Tak naprawdę nigdy niczego i nikogo nie znamy. Każda chwila wywraca rzeczywistość do góry nogami i następna jest już całkiem inna. Dzieci mają też tą niesamowitą umiejętność przebywania w tu i teraz. To właśnie pokazują mi dzieci gdy z nimi przebywam. Lubią też, aby traktować je jak partnerów równych sobie. Mam siostrzeńca Patryka, ma osiem lat. Już od chwili narodzin rozmawiałam z nim na wszystkie tematy. Początkowy okres był okresem słuchania i wpatrywania się we mnie gdy mu o tym mówiłam. Każdy następny rok przynosił mi coraz więcej odpowiedzi które impulsywnie wypływały z jego ust a raczej z czystości widzenia tematu. Był i jest moim coachem. Zawsze zada mi takie pytanie, na które nie mam od razu odpowiedzi. To piękne, że dostarcza mi tematów do kontemplacji. Bardzo go kocham. Lubię słuchać dzieci, lubię ich pytania, lubię znajdować nową odpowiedź na to samo pytanie.  Pamiętam też, że kiedyś wiele czytałam o radości, jak ją odkryć, jak przeżywać. Zawsze coś mi nie pasowało – jak można nauczyć się radości z książki. I wtedy, pamiętam że byliśmy z przyjaciółmi i ich dziećmi nad morzem bałtyckim, jeden czteroletni chłopczyk, syn mojej przyjaciółki, podbiegł do mnie złapał za rękę i pociągnął za sobą. Biegliśmy po słońce brzegiem morza, fale obmywały nam stopy a on tak się śmiał że miałam wrażenie że poza radością to już nic nie istnieje. Zaczęłam robić to samo. I wtedy zrozumiałam – nie ucz się konceptu – złap dziecko za rękę i pobiegnij z nim, ono pokaże Ci jak to robić.
Kiedyś ktoś nazwał mnie infantylną. Pamiętam że to stwierdzenie bolało, bo czułam się głupiutka, nieodpowiedzialna itp. Z czasem zrozumiałam, że to moja siła, że ja jestem dzieckiem. Długo nie rozumiałam też konceptu obudzenia w sobie wewnętrznego dziecka. To jest mnie dwie? Pomyślałam. Jestem ja i śpiące dziecko? Nie rozumiałam. Przed wyjazdem usłyszałam od mojej przyjaciółki – bo ty jesteś w całości dzieckiem, więc nie dziw się że nie możesz go zrozumieć. Musiałam też obiecać mojemu australijskiemu aniołowi, że nigdy nie przestanę nim być.
Dzieci – mają nam tyle do przekazania, w końcu dopiero co wyszły ze źródła. Czy my ich słuchamy? Czy jesteśmy już tak okopani w swoich mądrościach, że nudzą nas dziecięce prawdy a przez to nie zwracamy na nie uwagi i bagatelizujemy je. Usłysz co ma ci do powiedzenia twój syn, córka, siostrzeniec, bratanek, czy dziecko sąsiada. Usłysz między słowami, co do Ciebie mówi. I zastanów się nad tym, choćby przez chwilę. Już będziesz dalej.
Robiąc zdjęcia dzieciom staram się nawiązać z nimi kontakt. Niektóre pokazują całe spektrum różnorakich min. Nieźle się z nimi ubawiłam robiąc te zdjęcia :)

















Ja z moim cudowny siostrzeńcem Patrykiem


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz to, czym chcesz się podzielić: