sobota, 13 kwietnia 2013

Podsumowania czas - czyli gdzie jestem ze sobą

Dziś ostatni, pełny dzień w Khon Kaen. Od wczoraj w całej Tajlandii rozpoczęła się celebracja nowego roku chińskiego. Oblewanie się wodą przez kilka dni na znak oczyszczenia i obmycia swoich ciał z lęków, obaw, starych zachowań to część rytuału. Woda jest wszędzie, na ulicy, placach, chodnikach, czasem sklepach. Wszyscy noszą wodoodporne torby ze sobą. Większa część wolontariuszy zdecydowała się wynająć pokoje w hotelu na ten czas, aby uczestniczyć we wszystkich zabawach. Zostaliśmy w piątkę w klasztorze. 

Mam potrzebę pobyć trochę w spokoju przed kolejnym etapem podróży. Podsumować mój pobyt :).
Kształtuje się to następująco:
Podczas półtoramiesięcznego pobytu moim nożyczkom i rękom zaufały cztery osoby. Zrobiłam, a raczej poprawiłam też dredy jednej wolontariuszce.
Oddałam swoje włosy w ręce cudownej osoby która pięknie mi je podcięła.
Moje ciało przyjęło trzy masaże tajskie dzięki którym weszłam w głębokie partie siebie i .. odnalazłam mięśnie o których istnieniu nawet nie wiedziałam J.
Zrobiłam dwa masaże może nie MA-URI, bo nie było tu odpowiednich stołów ale stawy i większe grupy mięśniowe zostały wymasowane.
Po jednym ciężkim dniu, gdy w mojej głowie wszystko się kręciło a kondycja całego mojego ciała nie była najlepsza otrzymałam zabieg akupunktury od jednej wolontariuszki zajmującej się tym na co dzień. Już po kilku minutach niemalże zauważyłam zmianę kierunku przepływającej przeze mnie energii Qi.
Oddałam w kolejne ręce trzy książki. Ci, którzy mnie znają na co dzień, wiedzą, że przekazywanie książek jest poniekąd częścią mnie :).
Otrzymałam piękne niebieski spodnie, jedwabna chustę do kompletu, olejek kokosowy ręcznie wytłaczany oraz ziołową maść do masażu.
Wypiłam dziesiątki jak nie setki litrów musu owocowego: ananas, mango, papaja, liczi, dragon fruit, jabłko i inne soczyste owoce tworzyły jego skład.
Podczas podróży autobusem z naturalną klimatyzacją odbyłam przyśpieszony kurs obsługi profesjonalnego aparatu fotograficznego.
Wykonałam nim setki zdjęć, głównie mnichów i dzieci.
Miałam szansę malować na dużej powierzchni dwie postacie medytującego Buddy oraz znak Jin i Jang.
Nauczyłam się rozrabiać cement i układać z nieregularnych kształtów ceramiki czy lustra mozaikę. Znalazłam swój sposób jak to robić.
Odbyłam kilka konwersacji z powstającym z mozaiki Buddą.
Niechcący znalazłam się na prywatnej nauce u Dharma Teacher (mnich, który przekazuje nauki Buddy). Dowiedziałam się, że najważniejszą podróżą którą należy odbyć to.. podróż do siebie :). A to ci niespodzianka :).
Jeden z mnichów podszedł do mnie i powiedział że od trzech tygodni obserwuje moją pracę przy układaniu mozaiki i bardzo podziwia moją twórczość. Jednak już od samego patrzenia jest śpiący. Odrzekłam dość spontanicznie, ze to też jest medytacja. Z początku zaskoczony, uśmiała się do łez i potwierdził.
Siedziałam, stałam, chodziłam medytując kilkaset godzin. Wszystko po to, aby poczuć moment obecny.
Uświadomiłam sobie, że jeden krok składa się z sześciu ruchów. Było to nie lada zaskoczenie.
Wszystko jest medytacją. Każda czynność którą robię jest medytacją, jest koncentracją i skupieniem właśnie na odbywającym się procesie.
Osądzanie ludzi nie jest fajne. Osądzając poniekąd wyciągamy palec wskazujący w czyimś kierunku. Watro zauważyć, że trzy palce skierowane są … w moim kierunku.  Jeżeli osądzam zachowanie czy postawę innych, mogę być pewna, że za chwilę zachowam się dokładnie tak samo.
Wszystko przychodzi we właściwym momencie.
Najważniejsza jest intencja, co naprawdę chcesz teraz zrobić. I tu nie chodzi tylko o jakiś wyczyn. Nawet powiedzenie sobie z pełna uważnością idę teraz wziąć prysznic albo umyć naczynia zmienia jakość wykonywanej czynności.
Transparentność i otwartość popłaca. Zawsze o tym wiedziałam ale myślałam że to tylko jest korzystne dla mnie. Teraz wiem, że taka postawa otwiera również ludzi w twoim otoczeniu. Szybciej.
Jeżeli chcesz się z kimś dogadać, to się dogadasz. Nie ważne w jakim języku ktoś mówi.
„Jeżeli stoisz jedną nogą w przeszłości a drugą w przeszłości – lejesz na teraźniejszość.” To angielskie powiedzenie bardzo przypadło mi do gustu. Może trochę wulgarne, bo było stosowane w pracy z więźniami, ale jakże prawdziwe.
Okazało się że mogę spać 5 godzin na dobę i czuć się świetnie.
Podążam za sobą. Jestem sobą.
Jeżeli urodziłeś się jako róża nie staraj się całe życie być tulipanem. To jeszcze jedna angielska mądrość :).

W niedzielę nowy etap podróży. Całkowita zmiana otoczenia. Znowu stoję przed drzwiami które zaraz otworzę. Jestem ciekawa, jednak nie wiem co znajdę. Mam pewne przypuszczenia które rodzą oczekiwania. Biorę zatem głęboki oddech do siebie i z ufnością i otwartością otwieram drzwi do nieznanego.

Lubie robić podsumowania. Od zawsze je robiłam. Właściwie każda okazja jest dobra do tego aby coś podsumować. Pozwala to nam zobaczyć przebyta drogę, zmianę naszych zachowań czy przekonań, zobaczenie nauki.
Zachęcam do podsumowań :).












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz to, czym chcesz się podzielić: