sobota, 9 marca 2013

Podróż do Khon Kaen


Troszkę się dziś nie wyspałam, to chyba z nadmiaru wrażeń jakich doświadczam i że dziś klimatyzacja była włączona na minimum... :). Dokonałam dziś również pierwszej selekcji w moim plecaku. To niesamowite, że wciąż można redukować. A wydawało się że mam naprawdę minimum:)
Dziś podróż do Khon Kaen, mojej kolejnej destynacji. Czeka mnie około 6 godzin jazdy z Bangkoku na północny wschód.
Wybrałam klimatyzowany bus typu S-Class VIP przewoźnika o wdzięcznej nazwie Chan Tours. Pozostaje jeszcze dostać się z hostelu na dworzec autobusowy. Czekam na mojego anielskiego taksówkarza.


piątek, 8 marca 2013

Buddyjski Bangkok

Chyba jednak doświadczam jet- lag'u bo dzisiejszej nocy spałam 12 godzin. Nawet miałam małe wyrzuty sumienia że jestem w Bangkoku i śpię do jedenastej. Ukochałam się jednak zaraz po tym stwierdzeniu i obiecałam sobie że już nigdy więcej nie będę się katować takimi stwierdzeniami. Dziś przyszedł czas na zwiedzanie świątyń buddyjskich, których w samym tylko centrum jest kilkanaście. Tradycyjnie już wybrałam środek lokomocji najpierw tuk-tuk. Za drugim razem wszystko jest już dużo prostsze, prawda? W tuk-tuku jechałam z czteroletnią tajską dziewczynką, śliczną. Jakby wyszła dopiero co z planu spotu reklamowego. Byłyśmy sobą wyraźnie zafascynowane. Nie mogłam oderwać od niej oczu i ona zresztą ode mnie też. Po raz pierwszy dostrzegłam, że większość tajów nie ma źrenic. To znaczy ma, ale są one tak bardzo wtopione w ich tęczówkę, że odnosisz wrażenie jakby patrzyły na Cibie tylko czarne piękne źrenice. Niesamowita głębia spojrzenia. Zaczarowała mnie ta dziewczynka. W następnej kolejności był podniebny, klimatyzowany tramwaj, w którym nagle zrobiło mi się słabo i poczułam zimny pot na skórze. Troszkę się wystraszyłam. Postanowiłam.. oddychać spokojnie i pić wodę. Pomogło. Po wyjściu z tramwaju przesiadłam się w... wodną taksówkę :) Ale przygoda. Sama już dotarcie do danego miejsca nią jest. Gdy robisz coś po raz pierwszy, każdy detal urasta do rangi wyczynu. Płynę sobie do Wat Arun jakieś 20 minut. Już na pokładzie zaczepia mnie pierwszy amerykanin bardzo zdziwiony że nie jestem amerykanką.. Podobno mam bardzo amerykański akcent i bardzo się zdziwił że ja z Polski :). Na brzeg wylała się z wodnej taksówki wraz ze mną fala turystów. Piję wodę, jedną butelkę za drugą. Woda tutaj to moje drugie imię. Rozpoczynamy zwiedzanie. Oczywiście każdy na swoją rękę - na szczęście. Już na początku odłączam się od fali i skręcam w prawo docierając na dziedziniec z... samymi Buddami. Jak fajnie, ale ja lubię Buddę. A tutaj ich aż tyle w jednym miejscu. Zatrzymuję się przy każdym z nich. Wyglądają dostojnie, spokojnie z charakterystycznym lekkim uśmiechem. Zapalam kadzidło na jednym z ołtarzy w intencji swojej podróży. Już wiem czego od kilku dni mi brakowało - zapachu kadzidła. Ma ono w sobie coś, co pozwala zatrzymać się i wejrzeć w siebie. Czuję spokój, radość i fascynację. Teraz to grupa naprawdę zniknęła mi z oczu i zostałam sama. Szukając drogi powrotnej weszłam niechcący do części prywatnej zamieszkujących tam mnichów. Jestem na podwórzu, gdzie naprawiane są posągi Buddy, czuć kadzidło i spokój. Otwierają się drzwi w których ukazuje mi się mnich uśmiechając się. Kuleje. Jego stopy są zdeformowane a ciało pokryte tatuażami. Pokazuje mi jak należy przywitać się z Buddą, następnie oglądam zdjęcia z różnych buddyjskich uroczystości. Pozwala mi wejść do różnych pomieszczeń. Komunikacja między nami odbywa się w umyśle a przejawia w mimice twarzy i geście. Pomodliłam się, podziękowałam i opuściłam prywatną przestrzeń mnichów. Cały Bangkok usiany jest posągami Buddy. Mnie spodobał się plastikowy, rubaszny Budda, przy którym wszyscy robili sobie zdjęcia zaśmiewając się przy tym do łez. Czy to wypada w świątyni buddyjskiej śmiać się z właściciela, pomyślałam? Niemalże natychmiast otrzymałam odpowiedź, że kto jak kto, ale Budda miał poczucie humoru i uczył jak tu się śmiać z samego siebie. O wiele łatwiej jest żyć mając do siebie dystans i nie biorąc wszystkiego tak śmiertelnie poważnie. Moje myśli słyszał chyba pewien mnich bo patrzył się na mnie, uśmiechnął, skinął głową i poszedł.

Ucz się śmiać z samego siebie - to fragment tekstu jednej z piosenek zespołu Tęcza, na którym się wychowałam jako dziecko. Czy Jacek Cygan był w kontakcie z Buddą pisząc ten tekst?

Strażnicy świątyni - wyglądają naprawdę strasznie, jednak można się z nimi zaprzyjaźnić

Budda w różnych odsłonach - jest ich tu kilkadziesiąt

Budda siedzący i patrzący na Ciebie

Jeden z mnichów opowiada szkolnej wycieczce historię miejsca (tak się domyślam.. :)

Mnich, który mnie oprowadził po prywatnej części. Dziękuję.
Widok z łodzi na Wat Arun


Sposób przechodzenia przez jezdnię. Do połowy i od połowy. Ciągła linia jest tu dekoracją:)
Stacja taksówek wodnych
 

czwartek, 7 marca 2013

Anioły są wśród nas, a może sami nimi jesteśmy...

Minionej nocy spałam 11 godzin. Z łóżka wygoniło mnie wyłączenie klimatyzacji i pojawiający się z zadziwiającą szybkością pot na ciele. Jeszcze wczorajszego wieczoru poznałam Katrin z Niemiec. Miałyśmy obok siebie łózka. Okazało się że również podróżuje sama. Przyleciała z Niemiec kilka dni wcześniej zatem jest już dużo bardziej bogata w doświadczenie :). Pomogła mi wybrać i kupić kartę pre-paid do telefonu i powiedziała jak złapać tuk-tuk'a. Rozmawiałyśmy przez dłuższą część wieczoru. Mówiła mi o znajomych, którzy totalnie nie rozumieją jej decyzji samodzielnej podróży.. Jak to dobrze, że moi dmuchali w moje żagle - pomyśłałam. Dziś rano poleciała na południe, na wyspy, bo tak chciała. Bała się trochę że nie wie jak się tam ogarnie, że nie ma jeszcze noclegu, bo przez internet trudno znaleźć. Akurat przeglądałam swoje notatki w których był piękny cytat: "Stop complaining about the darkness - light a candle!" Pokazałam jej go i w jednym momencie spadło z niej napięcie. Masz rację, powiedziała, zawsze o tym zapominam. Wyściskałyśmy się i poleciała. Mój pierwszy anioł w Tajlandii. Tak sobie myślę, jaka to piękna wymiana energii ma miejsce. Zawsze dostajesz to, czego potrzebujesz. Jeżeli oczywiście otworzysz się na to i będziesz w stanie dostrzec anioły:). Zainspirowana tym porankiem postanowiłam wypuścić się na Bangkok. Od mojego Australijskiego Anioła otrzymałam radę - proszę, nie staraj się zobaczyć całego Bangkoku w jeden dzień. Skąd wiedział, że chciałam.. :) Postanowiłam kupić sobie bilet do Khon Kaen, mojej następnej destynacji. Okazało się że już wyprawa na drugi koniec Bangkoku jest nie lada wyczynem. Kartin pokazała mi jak się łapie tuk-tuk'a i jak się do niego wskakuje. Tak, wskakuje... Udało się. Jadę zatem tuk-tukiem po zapchanych ulicach Bangkoku wraz z 9 Tajami. Co prawda nie wiem jak wysiąść ale tu pojawia się jedna Tajka która, jak to zwykle bywa, też tam wysiada. Uratowana! Podróż kosztuje mnie 60 groszy. Na razie ok. Następnie podniebny tramwaj z włączoną na maxa klimatyzacją. Różnica temperatur - jakieś 30 stopni mam wrażenie bo zaczynam marznąć. Okazało się że dworzec autobusowy nie jest wcale tak blisko bo... mapa którą dostałam w hostelu nie była w skali. Rozpoczęło się poszukiwanie dworca. Zaangażowałam nawet Policję, bo z nikim się nie mogłam dogadać. Pokazali mi na koilejnej mapie i dotarłam do celu. W drodze powrotnej postanowiłam wejść do królewskiego ogrodu. Jakże się zdziwiłam, gdy po przekroczeniu bramy trafiłam do równoległego wszechświata. W tym miejscu nie było nikogo poza ogrodnikami, strażnikami i... mną. Naprawdę trudno znaleźć takie miejsce w Bangkoku. A tu proszę. Spacerowałam sobie traktami królewskimi, oglądałam kwiaty, drzewa, ptaki. Muszę już chyba wydawać komendy umysłem bo na myśl o tym, że zaczynam się coraz bardziej pocić z upału i że przydałby się prysznic - uruchomiły się na raz wszystkie zraszacze suto oblewając mnie wodą. Wowww. Ale to było fajne. Taki ciepły deszczyk. Oczywiście wyschłam w przeciągu 5 minut ale zawsze coś :). W drodze powrotnej do hostelu do tuk-tuka zaprosiła mnie pewna starsza Tajka, która widziała że trochę się miotam z mapą i kierunkami. I co? Okazało się że mieszka obok mnie i ... też tam jedzie :). Rozmawiałyśmy o religii a raczej byciu ponad religiami, o medytacjach o Buddzie i wolontariacie. Też kiedyś była wolontariuszką. Odprowadziła mnie pod sam hostel. Ja w rewanżu zawiązałam jej sznurowadła w adidasach, bo jej się rozwiązały. Życzyła mi pięknych wrażeń w Tajlandii. To już kolejny anioł. Jeszcze jednego spotkałam, gdy postanowiłam kupić sobie coś do zjedzenia na rynku. Po wczorajszym pikantnym doświadczeniu dziś postanowiłam być przezorniejsza. Piękna Tajka skomponowała mi w 3 minuty wspaniała potrawę z makaronu, warzyw, owoców morza i kompozycji sosów oraz świeżych ziół. Wyśmienite to było! 
No cóż, tak jak zakładałam, nie podróżuje sama. Wokół są same Anioły :)

Rozejrzyj się wokół siebie. Ilu już zauważyłeś? Żadnego? Patrz sercem...


Ogrody królewskie - Sirikit Park
Kolory zachwycają - Sirikit Park
Cztery słonie, zielone słonie :)
Skomponowany w kilka minut pyszny posiłek


środa, 6 marca 2013

Bangkok - pierwsze wrażenia



Siedzę sobie na pięknym kwiecistym tarasie otoczona palmami i innymi jeszcze przeze mnie nie zidentyfikowanymi roślinami. Nowymi dla oka J. Po wylądowaniu i wbiciu do paszportu ważnych pieczątek przez uroczego celnika udałam się taksówką do mojego hoteliku. Wybór hotelu a raczej hotelu, jak to zwykle bywa w moim przypadku, był na zasadzie: bo mi się spodobał na zdjęciu. Wszędzie biel: łóżko, pościel, ściany, okna, rolety, po prostu pięknie. No i uspokajająco ;). Jak się okazało hotelik jest w totalnie nieturystycznym miejscu. Po prostu przeniosłam się w sam środek tajskiego życia. Wokół same straganiki ze świeżo podawanymi owocami. Postanowiłam kupić sobie co nieco do przekąszenia (3 zł za pokaźny owocowy zestaw). Przemiła Tajka postanowiła zapoznać mnie z niektórymi. Otwierała po kolei woreczki w których znajdowały się przeróżne porcjowane owoce w… i teraz uwaga…przyprawach. Pieprz, chili i sama nie wiem co jeszcze. Śmiała się do łez gdy po skosztowaniu jednego oczy odwróciły mi się i długo im zajęło powrót na dawne miejsce. Ale najfajniejsze jest to, że było to smaczne. Podobno owoce w połączeniu z ostrymi przyprawami zapobiegają poceniu się, wiążą wodę w organizmie. A tu to jest ważne. Naprawdę jest ciepło :). Po krótkiej drzemce postanowiłam wyjść trochę się rozejrzeć po najbliższej okolicy. To dzielnica tak zwanego „normalnego życia Tajów”. Mieszkają tu oni i pracują. Czasem jedno i drugie dzieje się w tym samym miejscu. Trafiłam na przerwę obiadową i widziałam salon kosmetyczno fryzjerski przearanżowany na czas posiłku w jadalnię dla kilku osób. Siedzieli sobie oni na podłodze i wcinali ze smakiem jakieś pyszności. Pełen relaks bił od nich i od ich „stołu”. Znajduje się tu również mnóstwo warsztatów samochodowych, stolarskich i tym podobnych. Jako były behapowiec naprawdę dużo mnie kosztowało przyglądanie się ich pracy. Zdecydowana część zdjęć, które kiedyś wykorzystywałam jako element szkolenia bhp dla pracowników jako przestrogę, robione były w Tajlandii. Musiałam mieć ciekawą minę przyglądając się im podczas pracy bo śmiali się ze mnie rzewnie.
Widziałam też pierwsze posągi Buddy w różnych aranżacjach. Stoją one tu wszędzie. Przy każdym jest mały ołtarzyk na którym złożone jest pożywienie, zazwyczaj owoce, pojemnik z wodą, kadzidła. Ten temat będę jeszcze zgłębiać podczas kolejnych chwil i dni.
Kochani, raz jeszcze dziękuję za dodatkowe skrzydła podczas mojego lotu. Czułam Wasze wsparcie całą sobą.

Wai (Tajskie pozdrowienie)

Poniżej pierwsze zdjęcia. Jakoś tak mi dziwnie było wchodzić z obiektywem w codzienne życie. Z czasem to się zmieni :)
Mięsko z grila
Raj dla architekta - jak tu sprytynie ukryć wszystkie przewody
Nic tu nie jest uporządkowane, a wszystko jest w porządku - zadziwiające


poniedziałek, 4 marca 2013

Dobrze jest mieć przyjaciół

Ostatni weekend przed wylotem spędziłam w towarzystwie cudownych osób: kochanych dziewczyn, z którymi miałam zaszczyt mieszkać przez ostatnie dwa lata (Kasia i Ola), serdecznych przyjaciół z Torunia i Gdańska (Alicja, Asia, Łuki), osób z którymi wzrastałam podczas regularnych spotkań medytacyjnych (Ania, Agnieszka, Sylwia, Igor),  mojego life coacha Krissa, serdecznej koleżance z pracy Gosi, kobiecie mocy Kasi oraz mojej bratniej duszy Karolinie. Był to czas spotkań zasilających energią i faktycznie, energia płynęła zewsząd. Mój duch dostał niezliczoną ilość spokoju, pewności, miłości, wsparcia i obfitości. To naprawdę piękne jakimi ludźmi się otaczam i ile dla siebie wzajemnie znaczymy. Jak ważne jest przebywać w takim gronie, gdzie ludzie komunikują się z sobą w sposób tak naturalny i otwarty często wcześniej się nawet nie znając. To jest dopiero magia. Tak. Zacznijmy ją dostrzegać w każdej chwili naszego życia. Nie czekajmy na jakieś spektakularne wydarzenie czy na jakiś trick. To właśnie ciepłe spojrzenie, uważne słuchanie i wsparcie w Twojej decyzji jest Magią. Jaki to zaszczyt mieć takie istoty wokół siebie. Dziękuję Wam. Dziękuję również tym, którzy wspierają mnie z dala: mojej rodzinie, przyjaciołom z rodzinnego miasta i pozostałym, których energię czuję.
No, zrobiło się ciekawie. Czas podziękowań, jak po jakimś wielkim przedsięwzięciu :) Myślę, że czas podziękowań powinien być częścią naszego codziennego życia, każdego spotkania, rozmowy, śmiechu. Dziękujmy sobie - to naprawdę zmienia wszystko wewnątrz nas.
Dziś ostatni pełny dzień przed wylotem. Jak dobrze że mam ludzi którzy czasem myślą za mnie. Zapomniałam kupić przejściówki do prądu a to dość ważne - dzięki Kasiu za pamięć!
Z rzeczy śmiesznych, to wczoraj widziałam się z mamą mojego kolegi która była bardzo podniecona moim wyjazdem (sama zreszta też jest podróżniczką) i opowiadała mi trochę o Tajlandi. Że temperatura, że wysoka wilgotność, że egzotycznie i tropikalnie. O ja cię!!! Nagle to do mnie dotarło, rzeczy tak oczywiste jak ogólna charakterystyka kraju stały przed moimi oczyma, jednak nie były zauważone w pełni. Ja to jednak mam naprawdę specyficzny sposób podejmowania decyzji. Wciąż jest on dla mnie zagadką. Nigdy nie zagłębiam się w szczegóły tylko usłyszę głos i jadę, robię. Tak właściwie to postępuję tak od lat jednak wciąż mnie to zadziwia ;)
Plecak spakowany. Dziś w myśl rady mojego Austarlijskiego anioła - mam nie robic nic. Przypomniał mi jednak o oddechu, abym nie zapomniała, bo ponoc można.. 

Zatem WDECH...WYDECH...WDECH.... i tak już cały czas :)


A to otrzymałam od jednego z nich i również się dzielę :)


INDIAŃSKIE SŁOWA MOCY

Przyjacielu,
Nie interesuje mnie, czym się trudnisz.
Chcę wiedzieć, nad czym bolejesz
i czy śmiesz marzyć o spotkaniu z tym,
za czym tęskni Twoje serce.

Nie interesuje mnie ile masz lat.
Chcę wiedzieć czy gotów jesteś wyjść na głupca
dla miłości, dla marzeń, dla przygody, jaką jest życie.

Nie interesuje mnie,
jakie planety zrównują się z Twoim księżycem.
Chcę wiedzieć, czy dotknąłeś środka własnego smutku;
czy zdradzony otwarłeś się, czy skurczyłeś
i zamknąłeś w sobie ze strachu przed dalszym cierpieniem!

Chcę wiedzieć czy potrafisz siedzieć z bólem,
moim lub Twoim, nie poruszając się,
by go ukryć, stłumić lub uleczyć.

Pragnę wiedzieć,
czy możesz współistnieć z radością,
moją lub swoją;
czy umiesz zapamiętać się w tańcu i pozwolić,
by ekstaza wypełniła Cię po czubki palców dłoni i stóp,
nie każąc zachowywać ostrożności,
myśleć realistycznie czy pamiętać o ograniczeniach kondycji ludzkiej.

Nie interesuje mnie, czy opowiadasz mi prawdziwą historię.
Chcę wiedzieć, czy potrafisz rozczarowywać innych,
aby pozostać wiernym sobie;
czy umiałbyś znieść oskarżenie o zdradę i nie zdradzić własnej duszy.

Chcę wiedzieć, czy potrafisz zaufać,
a zatem i być godnym zaufania.
Chcę wiedzieć, czy potrafisz dostrzec piękno nawet,
gdy nie co dzień jest ładna pogoda
i czy umiesz wywodzić swe życie z obecności Boga.

Chcę wiedzieć, czy potrafisz żyć z porażką, nie tylko swoją,
stanąć nad brzegiem jeziora i do srebrnego księżyca krzyczeć: TAK!

Nie interesuje mnie gdzie mieszkasz i ile masz pieniędzy.
Chcę wiedzieć czy umiesz wstać po nocy żalu i rozpaczy,
wyczerpany, zbity jak pies, i robić to, co trzeba dla swoich dzieci.
Nie interesuje mnie, kim jesteś, skąd tu się wziąłeś.
Chcę wiedzieć,
czy staniesz ze mną w środku ognia, i nie cofniesz się.

Nie interesuje mnie,
gdzie, jakie i u kogo pobierałeś nauki.

Chcę wiedzieć,
co Cię podtrzymuje od środka,
gdy wszystko inne odpada.

Chcę wiedzieć,
czy umiesz być sam ze sobą;
i czy naprawdę lubisz tego,
z którym przystajesz w chwilach pustki.

piątek, 1 marca 2013

Czas wzmocnienia zaufania

Pokój opustoszał. Reszta rzeczy została dziś wywieziona do mojego rodzinnego domu. Zostały już tylko rzeczy do zabrania. Bardzo dziwne uczucie. Coraz większa pustka a zarazem coraz większa przestrzeń. Czas spotkań, czas rozmów, wspomnień, pytań, smutku, radości i oczekiwania. Taki mix emocji w tak krótkim czasie jest naprawdę wyczerpujący. Mam okazję przyglądać się im i ich wpływowi na moje zachowanie. Nie powiem, potrafią one nieźle narozrabiać gdy tylko się im na to pozwoli. To też jest piękna lekcja uważności i bycia w tu i teraz. chwila nieuwagi i człowiek ląduje w pralce w cyklu wirowania i już po chwili nie wie jak się nazywa. To też czas wypatrywania nowego, nieznanego. Towarzyszy temu przyjemne mrowienie w brzuchu. Dzieje się! Przy takim natłoku wrażeń, myśli i emocji, coraz częściej ukojenie znajduje gdy wracam do siebie. Mówię sobie: stop! gdzie jesteś? co się dzieje? wróć do siebie - tu jest bezpiecznie, tu jest spokojnie, tu jest lekkość i pewność. Rozkochuję się w tym uczuciu. 
Wiza odebrana, pozostało jeszcze włożyć rzeczy do plecaka i... a, nie przepraszam, jeszcze spotkanie pożegnalne, a raczej zasilające energią, się szykuje :) owiane jest ono wielką tajemnicą więc czekam jak dziecko na pierwszą gwiazdkę :). Wczoraj otrzymałam piękny prezent od bliskich przyjaciół, pokrewnych dusz. Piękna czerwona koszulka z tygrysem, a raczej tygrysicą. Namalowana została ona wcześniej na płótnie specjalnie dla mnie w atmosferze medytacji. Jest piękna!!! Cudownych ludzi mam wokół i jestem za to wdzięczna. Dziś przypomniałam sobie jedną scenę z filmu "Pod słońcem Toskanii". Pewien dialog pomiędzy główną bohaterką, która wyjeżdża na wycieczkę do Toskanii i spontanicznie kupuje tam dom a jej sąsiadem, przystojnym, pomocnym włochem.Pewnego dnia dopada ją rozpacz:

- Co ja tu robię? Mam tu trzy sypialnie. A co jeśli nikt się nigdy w nich nie prześpi? A kuchnia? Jeśli nie będę miał komu gotować? Budzę się w środku nocy i pomyśle: ty idiotko, kupiłaś dom na całe życie, którego nie masz.
- Więc po co to pani zrobiła?
- Bo mam dość własnego strachu i wciąż mam marzenia.Chcę, żeby tu się odbyło wesele, chcę mieć rodzinę.
Na to sąsiad opwiedział jej pewna przypowieść:
Między Włochami a Austria znajduje sie alpejskie miasteczko i sa tam wyjątkowo strome zbocza a jednak zbudowano tam linie kolejowa łącząca Wiedeń z Wenecją, zanim zbudowano pociąg, który dałby rade tej przeprawie. Ale ludzie wiedzieli, że taki pociąg kiedyś powstanie.

Ufaj. Ufaj światu, ufaj sobie. UFAM.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Adrenalina we krwi czyli co się dzieje przed wyjazdem

emocje, wyjazd, wyprawa
Tydzień do wyjazdu. Emocje sie obudziły po długiej drzemce. Przez ostatnie tygodnie temat wyjazdu jakoś specjalnie do mnie nie docierał. Teraz zaczyna. Teraz potrzeba skumulować całą energię, uwagę i koncentrację aby dopiąć wszystko. Mój australijski anioł poradził mi sporządzić sobie tabelkę z działaniami na każdy dzień tak aby mieć pewność co każdego dnia należy załatwić. Na szczęście wiele tego nie zostało: odebrać wizę z ambasady, zorganizować transport z ostatnimi rzeczami do rodziców, zamknąć tematy w pracy. Oczywiście przede mną jeszcze czas spotkań pożegnalnych. Osobiście nie lubię tego określenia, gdyż nie chcę traktować tego jako pożegnanie. Jak to inaczej nazwać? Hmm.. może spotkanie zasilające mnie energią? Weekend spędzony na łonie rodziny był cudownym czasem. Po raz kolejny zobaczyłam jak bardzo kochających i troskliwych mam rodziców. W swoim zachowaniu i wypowiedziach jest dużo obawy jednak cieszę się że nie są okopani w tym strachu, że pomimo tego że się obawiają potrafią dmuchać w moje żagle. Kocham ich bardzo. Najtrudniej chyba było z moim siostrzeńcem Patrykiem. Jest między nami niesamowita nić porozumienia. Swiostego rodzaju porozumienie serc, dusz i umysłów. To pożegnanie było jednym z najcięższych. Płacz i żałość ogromna. Do tych wszystkich emocji dochodzi jeszcze dojrzewająca z każdym dniem relacja z NIM :). Od naprawdę dawna nie miałam wskrzeszonych takich uczuć. Już prawie zapomniałam, że jestem do nich zdolna. Czujemy się. Wiemy o co chodzi każdemu jeszcze przed tym jak zostanie to wypowiedziane. Jest też dla mnie niesamowitym wskaźnikiem, pokazując co jeszcze potrzebuje być u mnie uleczone, pokazując mi moje bariery. Jednocześnie robi to w bardzo harmonijny sposób. To jest tak, że czujesz ogromne wsparcie i jednocześnie ogromna przestrzeń. Kiedyś z moja przyjaciółką byłyśmy bardzo blisko, stworzyłyśmy prawdziwie siostrzane relacje pełne zaufania, wsparcia, radości, miłości. Relacja ta jednak zaczęła się psuć. Na szczęście byłyśmy mądre i po nazwaniu stanu rzeczy postanowiłyśmy rozstać się na jakiś czas aby zrozumieć i przyjrzeć się zaistniałej sytuacji. Następne spotkanie należało do najpiękniejszych w moim życiu. Zrozumiałyśmy że leciałyśmy jak albatrosy szczepione jednym skrzydłem, tak że do lotu używałyśmy tylko po jednym. Zrozumiałyśmy że potrzebujemy rozpostrzec skrzydła w pełni. Możemy lecieć w tym samym kierunku, nie uwiązując się na siłę. Właśnie ten rodzaj uczuć odkrywam obecnie z NIM :) Wow, to naprawdę się dzieje?
Ogrom wrażeń, emocji, myśli. Znowu tańczę, maluję, masuję aby przekierować uwagę. Dużo się dzieje, następuje rodzaj kondensacji energii ale najfajniejsze jest to, że entuzjazm też wzrasta :)


Jak wyglądają Twoje relacje w związku małżeńskim, partnerskim, przyjacielskim, rodzinnym? Czy dajesz drugiej osobie oddychać?
  

piątek, 22 lutego 2013

Co to znaczy bezwarunkowo

JoQUEST
Jakiś czas temu pisałam o pewnym mężczyźnie rodem z Australii, który nawiązał ze mną kontakt w sposób dość nietypowy. Planował on wyjazd do Tajlandii i przeszukiwał Internet w nadziei znalezienia aktywności mu pasującej. Wynikiem tych poszukiwań było...moje zdjęcie. Poczynił on odpowiednie kroki aby znaleźć sposób na skontaktowanie się ze mną. Znalazł i rozpoczął nasza mailową przygodę. Wymiana maili między nami była coraz częstsza i wchodziła na coraz to głębszy, wyższy (zwał jak zwał) poziom. Wymienialiśmy się mailami, książkami, filmami. Otrzymałam przygotowaną przez niego misternie sporządzoną listę niezbędnych rzeczy do wzięcia w podróż. Wow! Potem pojawił się w mojej skrzynce bardzo krótki aczkolwiek serdeczny mail i... tu się coś zaczęło. Wyjaśniłam to sobie wszystko, że może on zjawił się jako mój Anioł Stróż podróży i był właśnie po to. I.. puściłam temat wolno. Jakże się zaskoczyłam otrzymując wczoraj z samego rana maila od tegoż oto mężczyzny, który w piękny, obszerny sposób opowiedział mi "historię jednego mężczyzny". Jak się zapewne domyślacie historia mężczyzny była jego historią. Zaczynała się ona słowami: był sobie mężczyzna żyjący spokojnie w swoim unikalnym świecie...Opisywała ona czas od dnia znalezienia mojego zdjęcia do chwili obecnej. Czytałam z wypiekami na twarzy, pulsującym sercem i nim się obejrzałam oblana byłam potem. Nie chcę przytaczać detali (są dla mnie ;) Jednak na uwagę zasługuje pewien fakt - sprawa krótkiego maila, wysłanego do kobiety. Okazało się że jego geneza była, no cóż, nie trudno się domyśleć, inna niż moja jej interpretacja. Żyjemy w czasach, gdzie co tydzień wypuszczany jest na rynek nowy rodzaj i-pada, i-poda, telefonu, komputera, a komunikacja międzyludzka... no cóż, w jaskini jej szukać :). Można to również zinterpretować jako różnica w podejściu kobiety i mężczyzny. Tak czy inaczej na chwałę zasługuje tu jego otwartość, transparentność, kontakt ze swoim sercem, odwaga i działanie. Od tej pory kontakt między nami jest już w nieco innej atmosferze ;).
Również ja, jako ja, nie lubię pustych słów, konceptów i potrzebuję we wszystkim znaleźć doświadczenie. Zaraz po wypiekach i motylach w brzuchu - pojawił się temat z gatunku "nic o nim nie wiem". Oczywiście bzdura jest to totalna, bo wiem o nim już bardzo dużo. Znam jego pragnienia, tęsknoty, podejście do życia, poglądy, ulubione książki. Jednak tu odezwał się systemowy głos: ale nie wiesz jak wygląda i ile ma lat. Oho, to ciekawe że wcześniej nie miało to żadnego znaczenia. Też ciekawe jest - kto o tym chce wiedzieć? Kto i po co o to pyta? No i zgodnie z zamówieniem otrzymałam lekcję ćwiczenia bezwarunkowej miłości. Miłości nie stawiającej żadnych warunków. Czyli odpadają hasła typu: będę Cie kochać, ale jeżeli ty... i tu można wstawić cokolwiek. To jest warunek!!! Czas przejść na nowy rodzaj kontaktów międzyludzkich - tak sobie pomyślałam. I przechodzę do działania. Jest dobrze. Jest lekko. Jest. Ja Jestem! :)


WARUNKOWANIE:
Jakie warunki stawiasz w swojej relacji?

sobota, 16 lutego 2013

Radość z robienia czegoś pierwszy raz

Uwielbiam robić coś pierwszy raz. Nigdy nie wiesz co wyjdzie. Mniej więcej masz jakąś wizję efektu jednak zawsze jest ten element zaskoczenia. Poza tym cały proces robienia, tworzenia jest nasycony niesamowitą energią uwagi i skupienia. To takie bycie w Tu i Teraz, bycie w strumieniu uważności. Każdy ruch jest ważny, każda reakcja na zmieniająca się rzeczywistość. Dziś postanowiłam zrobić pierwszy raz kotlety z fasoli. Przepis zapożyczyłam z opakowania po fasoli i tak mnie zainspirował, że postanowiłam stworzyć te cudeńka. Gotowałam, miksowałam, doprawiałam i zaczęłam smażyć. Tu jednak pojawiła się jakaś niespójność z moją wizją gdyż kotleciki trochę się rozjeżdżały po patelni... no tak jednak jajko było potrzebne. Popatrzyłam tak na resztę przygotowanych do smażenia pięknych kotlecików cierpliwie czekających na desce. Trochę szkoda mi ich było, nie chciałam aby ten sam los je spotkał, co pionierów i postanowiłam zrobić.. zupę. Wyszła genialna!!! Tak sobie myślę, że ważne jest jak reagujemy na tak zwaną "porażkę". Czy płaczemy nad nieudanymi kotlecikami i opowiadamy o tym każdej napotkanej osobie cierpiąc przy tym niemiłosiernie. Czy też widząc papkę na patelni postanawiamy coś z tym zrobić, coś zupełnie innego. Najfajniejsze jest to, że nic się nie zmarnowało. Papka posłużyła jako wspaniała zasmażka do pysznej rozgrzewającej zupki. Mniammm... Kto chętny? Jest cały gar! :)


Kiedy ostatnio robiłaś/eś coś pierwszy raz?
Jak reagujesz, gdy coś Ci nie wyjdzie?

czwartek, 14 lutego 2013

Jeżeli nie ma działania – nie podjąłeś decyzji

JoQUEST - Joanna Dembicka
Data wylotu zbliża się. Pozostały nie całe trzy tygodnie - 5 Marca. Im bliżej wylotu, tym więcej emocji. Powoli wyciągam kolejne kotwice trzymające mnie w ciepłej przystani. Lekka obawa miesza się z coraz silniejszą ekscytacją. Przeżywanie każdej emocji, zwłaszcza silnej kosztuje moje ciało nie mały wysiłek. Dobrze, że chociaż masowana jestem regularnie przez cudowną osobę. No i tańczę. Tak, taniec pozwala odetchnąć głowie, która z zamiłowania tworzy coraz to nowe myślokształty, nie do końca mi służące. Wróciłam również do malowania - to też pomaga. Przeglądałam ostatnio listę moich ulubionych filmów, filmów które zawsze zabierały mnie dalej. Niemalże zawsze występuje tam bohater, który rezygnuje z czegoś aby zyskać coś innego. 
Film "Finding Joe" http://www.youtube.com/watch?v=zbzUu5N5r7o genialnie ten temat opisuje. Stań się bohaterem swojego życia. Oh jak to cudownie brzmi, gdy oglądasz takie obrazy siedząc w ciepłym fotelu, popijając aromatyczną herbatę czy wino. Potem często jest dyskusja z pozostałymi uczestnikami seansu, wymiana poglądów, czasem krytyka. Cały entuzjazm odkryć, często znika już następnego dnia. Jak długa jest droga od chcenia, do zrobienia, od ekscytacji bohaterem filmu do stania się bohaterem swojego życia. Ktoś kiedyś powiedział: prawdziwa decyzja jest mierzona poprzez fakt podjęcia nowego działania. Jeśli nie ma działania – tak naprawdę nie podjąłeś decyzji.
Co mi służy? Myśl, że czeka mnie wspaniała przygoda; że realizuję swój potencjał; że mogę dzielić się swoimi umiejętnościami z innymi; że wszystko mi sprzyja i służy; że żyję w obfitości, że jestem obfitością; że dawane jest mi wszystko czego w danej chwili potrzebuję. 
CHCĘ, MOGĘ więc DZIAŁAM!!!

Zacznij tu gdzie jesteś, z tym co masz, robiąc to co możesz!

poniedziałek, 11 lutego 2013

Czy to marzenie jest naprawdę MOJE

JoQUEST - Joanna Dembicka
Jako, że przed wyjazdem potrzebuję "zagospodarować" w jakiś sposób wszystkie rzeczy które posiadam postanowiłam wystawić na Gumtree mój piękny czerwony dywan, oraz nie mniej miły dla oka biały stoliczek na kółkach. Niemalże natychmiast otrzymałam telefon od miłej pani, która właśnie wprowadziła się pod Warszawę i bardzo jej się moje przedmioty wystawione na sprzedaż spodobały. Ustaliłyśmy, że dostarczę to jej w dniu dzisiejszym. Wczoraj wieczorem, tak sobie siedziałam i patrzyłam na mój dywan i stolik na którym akurat stał laptop i pomyślałam sobie, że szkoda, że już jutro o tej porze ich tu nie będzie. Jakiś sentyment mnie dopadł. Nie powiem, że nie zaskoczyło mnie to. Pomyślałam - trudno, trzeba sprzedać. Nie ukrywam że cały proces miał miejsce, gdyż pomyślałam sobie, że zdobędę trochę dodatkowej gotówki na wyjazd. W tym momencie dostaję od miłej klientki wiadomość, że niestety ale rezygnuje ona z zakupu i dywanu i stoliczka. Wspominała coś, że znalazła gdzieś taniej i w ogóle. Moją pierwszą reakcją było zdenerwowanie się na miłą panią, że od tygodnia zawraca mi głowę, że ja tu jej organizuje transport a ona po tylu dniach na krok przed finalizacją się wycofuje. Złość była. Jednak po chwili poczułam ulgę. Przecież tak naprawdę to ja wcale nie chciałam się pozbywać tych rzeczy. Czy dywan był za drogi? A co to znaczy za drogi? Ten dywan jest przepełniony niesamowitą energią odbywających się tam niemalże codziennie masaży, medytacji i innych twórczych projektów. On jest Bezcenny! Niesamowitą rzecz uchwyciłam. Mianowicie jeżeli czegoś w głębi serca nie chcemy, nie czujemy i to najzwyczajniej nie dojdzie do skutku. Czasami wydaje nam się że coś jest dla nas, że ta praca, ten mężczyzna, ta kobieta, sprzedaż tego dywanu i stolika, to jest coś, co jest przeznaczone dla nas. Czasem jest, czasem nie, jak się okazuje. Kiedyś wymyśliłam taki oto sprawdzian, czy moje marzenia, te o których obecnie myślę, są w tej chwili dla mnie. Tu ważnym słowem jest "w tej chwili" gdyż może na teraz nie są, ale jutro już będą. W końcu wszystko się zmienia. Myśleć możemy różne myśli z naprawdę wielką częstotliwością. To fakt, robimy to nieustannie. Jednak bez napełnienia ich emocją, bez pełnego poczucia się w stanie oczekiwanym, bez poczucia posiadania rzeczy lub byciu w miejscu w którym chcemy być, marzenia pozostaną tylko myślą - marzycielstwem. Nie dojdzie do ich materializacji.
W myśl zasady:
UMYSŁ - myśl
SERCE - nasycenie emocją
MATERIALIZACJA

Mój sposób na weryfikację czy marzenie jest Twoje:
1. Pomyśl sobie o marzeniu (jesteś na etapie umysłu).
2. Napełnij, zasil tą myśl emocją, poczuj się jakby to już było zrealizowane (obserwuj czy jesteś w stanie to naprawdę poczuć).
3. Powtarzaj proces codziennie: rano i wieczorem, przed snem - zobacz czy aby ci się nie nudzi :)
4. Jeżeli przeszedłeś punkty 1 i 2 pomyślnie - rezultat gwarantowany!!!

czwartek, 7 lutego 2013

Twoja decyzja wpływa na Wszystko

Podejmowane przez nas decyzje wpływają na innych. Do takiego odkrycia doszłam. Oczywiście twierdzenie to nie było mi obce, jednak ostatnio staje się ono moim doświadczeniem. Nastąpiło tak zwane "kliknięcie" w zrozumieniu. Gdybyśmy wyobrazili sobie siebie, siedzących w wodzie, wraz ze wszystkimi innymi ludźmi, zanurzonych tak, że tylko nam głowy wystają. Siedzimy sobie tak a w pobliżu mamy swoich partnerów, dzieci, rodzinę, przyjaciół, bliskich. Trochę dalej siedzą znajomi i nieznajomi. Jest spokój, wszyscy są zadowoleni, bądź nie, ale siedzą. Nagle jedna z tych osób się podnosi i idzie gdzieś, po coś. Już nie siedzi. Na wodzie wytwarzają się kręgi, fale wywołane jej ruchem. Fale te zaczynają uderzać z różna siłą w pozostałych siedzących, wywołując w nich swojego rodzaju poruszenie. Ich status quo jest zachwiany i następuje swego rodzaju wybudzenie z dotychczasowej pozycji. Oczywiście to co dzieje się później zależy od decyzji poszczególnego człowieka, jednak wywołane zostało poruszenie. Tak sobie wczoraj to wyobraziłam. Moja decyzja o wyjeździe, wyprowadzeniu się z mieszkania, odrzuceniu propozycji pracy na etacie w prężnej firmie itd. odbija się echem u innych, przyjaciół, znajomych. Podobnie było gdy ktoś w moim bliskim otoczeniu podjął decyzję czy rozpoczął inne, nie znane mi do tej pory działanie. Zostałam poniekąd wytrącona ze swojego zastania. Zaczęłam zastanawiać się również nad sobą. To wydaje się być kolejnym dowodem na tak powszechnie już prezentowane hasło, że Wszyscy jesteśmy połączeni. Czy chce tego, czy nie wpływam swoim zachowaniem, decyzją, na innych. Czy mam wpływ na to jak wpływam? Jedyne co mi się w tej chwili pojawia, to aby działać zgodnie ze swoim przekonaniem, ze swoją Prawdą, aby moim działaniu była spójność. I kolejne pytanie które mi przyszło, to jakiego rodzaju nośnikiem informacji jestem. Bo przecież jeżeli codziennie odbywam dziesiątki, może nawet setki rozmów i z mojego wnętrza wypadają miliony słów, zdań, stwierdzeń - to jakie one są? Czy w każdej chwili jestem na tyle uważna, że z pełną świadomością wypowiadam to, co jest moja prawdą, czy też chlapię na lewo i prawo zasłyszane hasła, przekonania? Jaką postawę sobą reprezentuję? Dalajlama kiedyś powiedział, że jeżeli przez jeden dzień będziesz świadomy każdej chwili, to osiągniesz oświecenie. 

Ćwiczenie:
Czas trwania 1 godzina - na początek :)
Wsłuchaj się w treść wypowiadanych przez Ciebie zdań.
Obserwuj swoje zachowanie.

I co o tym myślisz?

poniedziałek, 4 lutego 2013

Proces pakowania czas zacząć



PakowanieDecyzja o wyjeździe uruchomiła cały szereg dodatkowych zadań, które potrzebuję zrealizować. Jedno z nich to pakowanie. Podzieliłam sobie ten proces na dwa etapy. Pierwszy, to spakowanie wszystkich moich rzeczy znajdujących się w mieszkaniu i zagospodarowanie ich „jakoś”. Drugi to pakowanie podróżnego ekwipunku. Rozpoczęłam od oczyszczania szaf, półek i regałów. Wydawało mi się że należę do typu minimalistki jednak, gdy tak zaczęłam wyciągać moje ciuszki, książki, dokumenty to, no cóż - trochę tego wyszło. Zobaczyłam też ile rzeczy tak naprawdę używam, a ile posiadam. Była grupa kurtek, swetrów, butów które "bardzo kiedyś lubiłam" i które tak krążą ze mną po kolejnych mieszkaniach bo może się jeszcze kiedyś do nich przekonam. Co za bzdura! Jeżeli czegoś nie ubrała(e)ś przez miniony rok, już tego nie ubierzesz - mawiała moja przyjaciółka. Przyznaję, że w moim przypadku prawdę mówiła. Była też grupa "przydasi" czyli rzeczy gromadzonych, które kiedyś zapewne się przydadzą. Podchodziłam do tego opróżniania szaf jak do jeża, zabrało mi to ze trzy dni. W końcu zatańczyłam taniec wojownika i stanęłam do.. zmierzenia się z zawartością szaf. Spakowałam cztery duże torby i kilka mniejszych i rozbolała mnie głowa. Zrobiłam sobie zatem pyszna herbatę i usiadłam. Tak patrzę na te wielkie pakunki i zaczynam widzieć zależność między nimi a moją głową. Szafy, półki i regały symbolizowały zakamarki mojej głowy, mojego umysłu, które były przepełnione często zbędnymi rzeczami, myślami, schematami i konceptami. Potem wyobraziłam sobie mój 75 litrowy plecak do którego mam się spakować na rok i... jakoś dziwnie się poczułam. Mój matematyczny umysł nie umiał wyliczyć proporcji.Oczywiście zdaję sobie sprawę, że inaczej się żyje gdy mieszkasz stacjonarnie w jednym miejscu a inaczej gdy się przemieszczasz jednak wciąż ta dysproporcja mnie fascynuje. Część rzeczy zawiozłam moim cudownym rodzicom, jednak nie chciałam ich zarzucać wszystkim. I tak oto pojawili się ludzie którzy z chęcią przygarną między innymi książki, rower, stół do masażu i obrazy. Zależało mi na tym, aby rzeczy te służyły temu, kto ma potrzebę ich używania i najnormalniej w życiu się nimi zaopiekuje. Ku mojej wielkiej radości tak się stało!! Dziękuję z całego serca :)
Dziś otrzymałam mój pierwszy profesjonalny plecak i przede mną pakowanie. Hmm jak tu zmieścić do 75 litrów wszystko, co będzie mi potrzebne przez te miesiące. Łot zagwostka.. :)

Jak zredukować nadmiar ubrań (sposób mojej przyjaciółki Asi K):

1. Przygotuj duży pojemnik na rzeczy do prania.
2. Codziennie rano ubieraj się tak jak lubisz.
3. Gdy rzeczy będą już nadawały się do prania - nie pierz ich tylko schowaj do pojemnika.
4. Następnego dnia weź kolejną rzecz z szafy i postępuj jak wyżej.
5. Zauważ moment kiedy już będziesz chciał/a zrobić pranie, bo to co zostało - nie nadaje się do chodzenia, z jakiś względów :)
6. Selekcja gotowa - ENJOY!!!